Zawsze, gdy na świecie pojawia się artykuł, film, wypowiedź polityka czy innej osoby publicznej na temat udziału Polaków w Holokauście, jesteśmy co najmniej zaniepokojeni, a najczęściej oburzeni. Dzieje się tak dlatego, że w Polsce wciąż pozostaje on tematem tabu, a przy pawie każdej próbie wejścia głębiej w tę tematykę, więcej jest emocji niż faktów. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, że na świecie ten temat się nie milczy, nie kluczy, że to nie jest tabu.
Chciałbym poruszyć jeden z najtrudniejszych polskich tematów. Budzący kontrowersje, bolesny, zawstydzający, przerażający, fundamentalnie ważny, a przemilczany, mało zakorzeniony w zbiorowej świadomości Polaków, zamieciony pod dywan, wyparty… Znają go nieliczni. Historycy, dziennikarze, intelektualiści, no i oczywiście ludzie, których on dotyczy. Nie ma go jednak w podręcznikach naszej historii. Wzmianki o nim pojawiają się przy okazji innych tematów. Nie uczymy o tym naszych dzieci. Nie wskazujemy, jak wobec niego należy się zachowywać. Pojawia się coraz częściej w opracowaniach naukowych, które jednak nie docierają do szerokich kręgów społeczeństwa. Chyba, że napiszą o tym „obcy”. Obserwowaliśmy to już wielokrotnie.
Mniej więcej dziesięć lat temu niemiecki tygodnik „Der Spiegel” wywołał burzę, publikując artykuł o wspólnikach Hitlera w Holokauście, wśród których autor wymienił polskich chłopów. W artykule „Die Komplizen” („Wspólnicy”) nie było nic, o czym byśmy wcześniej nie wiedzieli. Jednak ponieważ sami nie przerobiliśmy tego tematu, byliśmy skłonni odrzucić z oburzeniem jego treść, jako nieprawdziwą, niemiecką wersję historii. Zawsze, gdy na świecie pojawia się artykuł, film, wypowiedź polityka czy innej osoby publicznej na temat udziału Polaków w Holokauście, jesteśmy co najmniej zaniepokojeni, a najczęściej oburzeni. Dzieje się tak dlatego, że w Polsce wciąż pozostaje on tematem tabu, a przy pawie każdej próbie wejścia głębiej w tę tematykę, więcej jest emocji niż faktów. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, że na świecie ten temat się nie milczy, nie kluczy, że to nie jest tabu; że mówi się o tym często; że dla wielu Żydów, którzy ocaleli z Holokaustu i dla ich potomków, pozostaje on wciąż bolesną, niezabliźnioną raną.
U nas, w samej społeczności, to lekcja, której wciąż nie odrobiliśmy, choć odrabiają ją za nas, czy niejako w naszym imieniu historycy, czasami płacąc za to wysoką cenę narodowej infamii. Najlepszym przykładem jest Tomasz Gross, autor Sąsiadów, książki o zbrodni dokonanej przez Polaków na ich żydowskich sąsiadach w Jedwabnem. W momencie publikacji w świadomości Polaków ona wywołała szok. Z jednej strony pojawiły się szlachetne gesty ze strony władz państwowych oraz hierarchów kościelnych, a z drugiej fala wściekłego antysemityzmu, obelg i nienawiści. Gdy ukazywała się książka Tomasza Grossa i inne publikacje na temat pogromu w Jedwabnem większość Polaków nie była przygotowana na przyjęcie tej prawdy. Za duży był rozziew między oficjalną, bohaterską wersją polskiej historii a tym, czego nagle dowiadywaliśmy się o zbrodniach naszych rodaków. Nikt nas do tego nie przygotował. Przez dziesięciolecia jako społeczeństwa żyliśmy w przekonaniu, że Polska i Polacy byli jedynie ofiarami hitlerowskiej okupacji. O tym, że bywali również oprawcami, zbrodniarzami i złodziejami, w oficjalnej wersji naszej historii mówiło się tylko przy okazji ogólnego narodowego bohaterstwa. Wydawało się, że Jedwabne zacznie temat i poruszy lawinę podobnych publikacji, jednak na początku pojawił się silny odruch odrzucenia tej prawdy. Bo jest to prawda straszna. Dziś już wiemy, że nie chodzi tylko o Jedwabne. Liczba haniebnych zbrodni dokonanych przez Polaków na Żydach jest dużo większa niż mogliśmy się spodziewać. Prowadzone systematycznie badania nad historią czasów okupacji ukazują wstrząsające oblicze tego okresu. Jego zdziczenie i trudne do zliczenia zbrodnie. Należy w tym miejscu przywołać ważną książkę Barbary Engelking i Jana Grabowskiego Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski. Pokazuje ona prawdę zawartą w zachowanych oficjalnych dokumentach z tego okresu oraz relacje świadków. Autorzy prowadzą systematyczne badania, które wciąż powiększają naszą wiedzę na temat przebiegu zagłady Żydów na terenach Polski. Docelowo będzie to wielotomowe dzieło, dokumentujące prawdę na temat Holokaustu. Bardzo wiele wniosło do polskiej dokumentacji Holokaustu wydane po polsku dopiero w roku 2014 dzieło profesora Raula Hilberga Zagłada Żydów Europejskich. W Centrum Badań nad Zagładą Żydów prace nad pięciotomową polską edycją trwały wiele lat. Wspomniane powyżej wydawnictwa to opracowania naukowe sine ira et studio. Jednak z ich lektury wynika, że udział Polaków w mordowaniu Żydów był zdecydowanie większy, niż się powszechnie w Polsce uważało i nadal uważa. Badania trwają i coraz bardziej odkrywają obraz haniebnych zbrodni. I nie możemy udawać, że jest inaczej.
Dopiero w ubiegłym roku ukazała się w Polsce, znana na świecie książka, która nie jest publikacją naukową, lecz zapisem świadka: Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce. Jej autor, Mordechaj Canin zaraz po wojnie przyjechał do Polski i opisał, to co zobaczył w miejscach, przed wojną będących ośrodkami żydowskiego życia. Sama książka została napisana w jidysz, a na polski przetłumaczono ją dopiero niedawno. Po prawie trzydziestu latach wolnej Polski oczyma polskiego Żyda mogliśmy zobaczyć Zagładę w naszym kraju. Urodzony, wychowany i kształcony w Polsce Mordechaj Canin, nie ocenia Polaków. Opisuje wydarzenia i fakty. Stara się nie ulegać emocjom, ale nie jest w stanie zachować beznamiętnego tonu behawiorysty. Jego narracja jest wstrząsająca, pełna bólu, protestu i żalu. To dziennikarski kadisz nad zgładzonym zbrodniczo światem. Światem polskich Żydów. Tak różnorodnym, niepowtarzalnym, pielęgnującym wielowiekowe, wytworzone w Polsce tradycje oraz niezmienne od tysiącleci dogmaty wiary. Wiary, która nawet wobec zbrodni Holokaustu nakazywała zachowywać ufność w mądrość i miłosierdzie Boga. Język Canina jest prosty. Tak – tak. Nie – nie. Na przykład zagładę gminy żydowskiej w Zamościu podsumowuje w następujący sposób: „Niemcy zorganizowali mord, Ukraińcy mordowali, a Polacy rabowali”.
Lektura jego książki, dopiero dziś (70 lat po publikacji) dostępnej w naszym języku, jest wstrząsającym doznaniem. Poznajemy niezwykłe bogactwo żydowskiego życia w przedwojennej Polsce i dowiadujemy się, często ze szczegółami, w jaki sposób ten świat został unicestwiony. Niestety przy biernej, w najlepszym przypadku, postawie polskich sąsiadów. Powstaje pytanie, dlaczego dopiero teraz możemy to przeczytać? I dlaczego jesteśmy tak bardzo zaskoczeni i tak dalece nieprzygotowani na tę lekturę. Przecież jesteśmy świadomi, że z Żydami łączy Polaków kilkaset lat wspólnego życia. Niezwykłej, bardzo różnorodnej wspólnoty. Więc dlaczego wiemy tak mało? Dlaczego wciąż tej wiedzy się boimy?
Jeśli nie chcemy, żeby to inni pisali wspólną historię Polaków i Żydów, powinniśmy sami zabraćsię do tego dużo intensywniej i głębiej niż dotychczas. I trzeba zacząć od początku, od czasów, zgdy Rzeczpospolita stała się dla milionów Żydów schronieniem i domem, w którym otrzymali przywileje i warunki lepsze niż w innych krajach. Chcielibyśmy wierzyć w mit, wedle którego Polska przez wieki słynęła z tolerancji, a skoro tak, to nic dziwnego nie ma w tym, że przez wieki była największym skupiskiem Żydów na świecie. I są to wieki przede wszystkim wspólnoty, a nawet braterstwa, wspólnej kultury i wzajemnego oddziaływania. Żydzi w Polsce mieli się lepiej niż w innych krajach również przed II wojną światową, choć prawdą jest, że również u nas byli dyskryminowani i prześladowani. Niedopuszczani do państwowych stanowisk, do uniwersytetów itd. Jednak, mimo numerus clausus i getta ławkowego, ich wkład w polską kulturę, naukę i gospodarkę był zdecydowanie większy, niż wynikałoby z demograficznych statystyk. I o tym również powinniśmy głośno przypominać.
W Polsce istniał antysemityzm. Była zła atmosfera i była niesprawiedliwość, które wielu polskich zmusiły Żydów do emigracji. Byli antysemiccy księża, którzy oczerniali Żydów i nastawiali przeciwko nim swoich wiernych. Przed wojną polskie władze wysyłały delegacje na Madagaskar, żeby badać możliwość przesiedlenia tam ludności pochodzenia żydowskiego. Polska armia szkoliła i wyposażała w broń i sprzęt bojowe oddziały organizacji syjonistycznych, które miały wywołać w Palestynie powstanie. Chodziło o to, żeby syjoniści sprowadzili tam Żydów z Polski. Wspomina o tym wybitny amerykański historyk Timothy Snyder w swojej książce Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie. Ta książka stawia tezę, że Holokaust mógłby się zdarzyć również w naszych czasach. W niezwykle interesujący sposób pokazuje, jak państwa i narody dorastają do zbrodni oraz do jej przyjęcia, bez buntu i zdecydowanego sprzeciwu. Niepodważalną zaletą książki Snydera jest jego obiektywna, ponadnarodowa perspektywa.
Tego, o czym marzyli polscy antysemici, udało się dokonać hitlerowskim Niemcom, którzy planowo wymordowali prawie wszystkich polskich Żydów. Tylko, że Polacy byli następni w kolejce. Plan stworzenia „przestrzeni życiowej dla rasy panów” przewidywał zlikwidowanie polskiej inteligencji i zdegradowanie Polaków do roli niewolników, a następnie ich eksterminację poprzez wyniszczającą pracę przy budowie podwalin nowej Tysiącletniej Rzeszy. Los tych dwóch narodów miał być jednakowy. To wszystko wiadomo z dokumentów epoki. Hitlerowcy nie ukrywali tych planów. Udało się im zabić prawie wszystkich – trzy miliony polskich Żydów. Dlatego to nie oni powinni pisać polsko-żydowską historię i nie oni powinni ją rozliczać. To musimy zrobić my sami. Bez białych plam. Najgorszym końcem polsko-żydowskiej historii byłaby teraz wzajemna nienawiść i nieufność oraz odwrócenie proporcji, polegające na tym, że Polacy zapamiętają tylko żydowskich oprawców ze stalinowskiej bezpieki, a zapomną Juliana Tuwima czy Władysława Szpilmana; Żydzi zaś będą pamiętali jedynie szmalcowników, a zapomną „tysiące sprawiedliwych wśród narodów świata” i wieki swojego życia w tym kraju.
Dlatego ważne jest również to, żebyśmy my, Polacy, wreszcie zaczęli głośno opowiadać innym narodom o naszej historii. Prawdziwej, wielowymiarowej zarówno tej chwalebnej, jak i dla nas samych trudnej. Jednak, żeby nam wierzono, musimy uczciwie rozliczyć również udział Polaków w Zagładzie Żydów i rabunku ich mienia. Mienia, o które w większości przypadków nikt się po wojnie nie zgłosił, bo w czasie Holokaustu zniknęli właściciele, a świadkowie nie chcieli świadczyć, mając na sumieniu udział w rabunku. W tym kontekście opinia o Polakach bywa bardzo niekorzystna. Zwłaszcza, gdy kształtują ją przedstawiciele narodów, które chętnie się dzielą odpowiedzialnością za Holokaust z innymi. Historia boleśnie nas doświadczyła. Proporcjonalnie żaden naród, z wyjątkiem narodu żydowskiego, nie poniósł w czasie II wojny światowej większych strat niż Polacy. Dominuje u nas fałszywe przekonanie, że nikt nie zna ogromu naszego cierpienia i nikt nie ma pojęcia o ogromie naszego bohaterstwa w walce z faszyzmem i komunizmem. Jest tak dlatego, że bezpośrednio po wojnie, a także później, przez lata komunizmu nie mieliśmy możliwości opowiedzenia światu o naszych doświadczeniach, a opinie o Polakach były przez wiele lat kształtowane nie przez nas, ale w znacznej mierze przeciwko nam. Jednak od trzydziestu lat Polska może swobodnie kształtować opinię o sobie na świecie. Nie da się jednak tego robić, nie rozliczywszy również zbrodniczych i haniebnych epizodów naszej własnej przeszłości.
Tymczasem nie udało się nam przebić do świadomości światowej opinii publicznej z takimi choćby faktami, że w latach 1939–45 zginęło sześć milionów obywateli RP, czyli co piąty obywatel naszego kraju; że straciliśmy blisko dziewięćdziesiąt procent dóbr materialnych; że hitlerowcy, a później Sowieci ograbili nas z większości majątku i dziedzictwa kulturowego. Że niemal wszystkie nasze miasta legły w gruzach; że Niemcy, wycofując się, zburzyli wszystkie nasze mosty i drogi; że hitlerowska polityka eksterminacji Żydów oraz próba uczynienia z Polaków narodu niewolników, pozbawiły nas prawie całej elity intelektualnej czy kadr urzędniczych. W tym sensie Niemcy powinni zdać sobie sprawę, że gdy idzie o nasze dzieje po II wojnie światowej, w jakiejś mierze są oni odpowiedzialni za polską biedę i zacofanie.
Również Rosjanie powinni się wreszcie od nas dowiedzieć, że dla Polski rządy komunistów nie były okresem internacjonalistycznego szczęścia, lecz kolejną okupacją połączoną z eksploatacją gospodarczą naszego kraju. W Rosji wciąż panuje postsowieckie przekonanie, że nasz relatywnie wyższy poziom życia wziął się z tego, że oni nas przez pół wieku utrzymywali… Nie umieliśmy przekazać światu, że w czasie wojny padliśmy ofiarą działających ręka w rękę najpotworniejszych totalitaryzmów w historii: niemieckiego faszyzmu i sowieckiego komunizmu; że Polacy walczyli bohatersko na wszystkich frontach i że po wojnie zostali zdradzeni i dostali się pod kolejną okupację, która trwała czterdzieści pięć lat. Dla świata, w tym dla części Niemców, koniec wojny był początkiem szansy na wolność i dobrobyt. Dla Polaków – kolejnym upokorzeniem i początkiem półwiecza niewoli, podczas której nie mogliśmy się upomnieć o nasze podstawowe prawa – w tym o dobre imię – ani na Wschodzie, ani na Zachodzie. Oddzieleni od reszty świata żelazną kurtyną nie mogliśmy głośno przypominać najprostszych prawd.
Dramatycznym symbolem tego faktu, wciąż budzącym bezsilną wściekłość, jest słynna defilada zwycięstwa w Londynie, podczas której paradowali sojusznicy z najbardziej egzotycznych krajów, a polscy piloci, bohaterowie bitwy o Anglię, którym zdaniem Winstona Churchilla „tak wielu zawdzięczało tak wiele”, stali na uboczu ze łzami w oczach. Nie zaproszono ich na tę defiladę, bo ten sam Churchill, który tak pięknie o nich powiedział, nie chciał po wojnie drażnić Stalina… Ta scena dopiero niedawno została opisana przez angielskojęzycznych autorów Stanleya Clouda i Lynne Olson w książce Sprawa honoru. Notabene ten wspaniały, napisany po angielsku, dokument o bohaterstwie polskich lotników, zawierający syntetyczny rys naszej historii, powinien być obowiązkowym podarunkiem rozdawanym na całym świecie przez polskie ambasady, bo każdy, kto przeczyta tę książkę, ma szansę poznać i polubić Polaków. Oczywiście tak się nie dzieje z wielu różnych powodów. W walce o polską historię polscy politycy walczą na krajowym podwórku. Jednak nasze działania na zewnątrz są amatorskie i zupełnie nieskuteczne.
Wszyscy wiedzą o Holokauście i zagładzie Żydów. Jednak prawie w świecie często zapomina się o tym, że połowa wymordowanych Żydów to byli polscy obywatele. Że gdy męczeńską śmiercią umierał Janusz Korczak – to umierał wspaniały polski pisarz i pedagog… Gdy na ulicy Drohobycza essesman zastrzelił pisarza, malarza, rysownika, grafika, krytyka literackiego… zabił polskiego Żyda… Brunona Schultza. Z kolei w gettcie lwowskim, wraz z żoną i synem, zginął Emanuel Schlechter, autor znanych i śpiewanych do dziś szlagierów takich jak „Seksapil”, „Każdemu wolno kochać”, czy „Tylko we Lwowie”. Żyd, polski obywatel. Podobne przykłady można mnożyć… Mimo to wielu ludzi na świecie wciąż nosi utrwaloną w świadomości wersję wydarzeń, zgodnie z którą w czasie II wojny światowej w Polsce ginęli tylko Żydzi, a niektórzy Polacy co najwyżej pomagali hitlerowcom ich mordować… Na ten temat rozmawiałem kiedyś z pewnym wykształconym obywatelem Stanów Zjednoczonych, który wyraził opinię, że hitlerowcy wymordowali najwięcej Żydów w Polsce, ponieważ w swojej zbrodniczej działalności mogli liczyć na pomoc mieszkańców naszego kraju… Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że mordowano ich właśnie tutaj, bo była przed wojną Polska największym skupiskiem Żydów na świecie. Powiedziałem mu wówczas, że przecież pośród odznaczonych medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” najwięcej jest właśnie Polaków. Obruszył się wtedy mówiąc: „To dlaczego wy o tym światu nie opowiadacie?!” Po rozmowie ze mną sprawiał wrażenie człowieka, który nagle odkrył coś zdumiewającego. Jednak „prawda leży tam, gdzie leży”… I trzeba o niej mówić – zarówno o tej chwalebnej – jak bezinteresowne ratowanie Żydów – jak i tej trudnej, wciąż w narodowej świadomości nieakceptowanej, jak nasza pomoc w zbrodni.
Fałszywy obraz polskiej historii bierze się między innymi stąd, że po wojnie na wiele lat zamknięto nam usta. Dopiero w wolnej Polsce zaczęliśmy śmielej upominać się o historyczną prawdę. Lecz niestety do dziś w niewystrczającym stopniu zgłębiliśmy całą bolesną prawdę. Nasze bohaterstwo, a nie odnosząc się do tematów dla nas trudnych czy niewygodnych. To z kolei powoduje, że fragmenty dla nas najtrudiejsze przez lata opisywane były głównie przez dla nas obcych/innych. Dopiero kilka lat temu światowa opinia mogła zobaczyć pierwszy zrealizowany na Zachodzie poważniejszy film na temat powstania warszawskiego. Bo chociaż wąskiej publiczności znane być mogły „Kanał” Andrzeja Wajdy czy „Eroica” Edwarda Munka, to o tym, że po powstaniu getcie w Warszawie było też kolejne powstanie światowa opinia publiczna dowiedziała się z filmu Romana Polańskiego „Pianista”. Powstanie w getcie warszawskim zyskało na świecie wagę symboliczną. Garstka skazanych na śmierć żydowskich bojowników walczyła do ostatniej kropli krwi z hitlerowską potęgą o godną śmierć. Świat słusznie czci bohaterstwo tych ludzi. Prawda o Powstaniu Warszawskim była niewygodna dla sowieckich komunistów, którzy na prawym brzegu Wisły czekali, aż Hitler wykończy powstańców. Nie pozwalali nawet lądować alianckim samolotom z pomocą dla walczącej Warszawy. Niemcy o bohaterstwie powstańców polskiej stolicy ze zrozumiałych względów długo nie mówili nic. Tego bohaterstwa było dokładnie tyle, ile ich hańby, zbrodni i barbarzyństwa…
Świat zapewne nie wie, że w gruzach tego nieszczęsnego miasta niemiecki snajper zastrzelił jednego z najwybitniejszych polskich poetów – Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Niech on będzie tu jedynym reprezentantem tylu podobnych… W Niemczech potomkowie snajperów na ogół nie wiedzą nic ani o Baczyńskim, ani o zagładzie bohaterów Warszawy. Nie wiedzą też nic, a w najlepszym razie niewiele, o wspólnej polsko-żydowskiej historii. Dopiero dzięki przywołanemu już filmowi Polańskiego poznali historię Władysława Szpilmana, jednego z najznakomitszych pianistów XX wieku. Polaka żydowskiego pochodzenia, którego chciało zabić tylu Niemców, a który przeżył dzięki pomocy Polaków i jednego wrażliwego, dobrego Niemca, zamordowanego później przez Sowietów… Prawdy o naszej tragicznej historii nie potrafiliśmy w świecie upowszechnić. Nie umieliśmy pokazać światu i poradzić sobie również z dziejami wspólnego bytowania Polaków i Żydów na tej ziemi. Tu trzeba też uderzyć się w piersi i zaczerwienić z potwornego wstydu za tych wszystkich polskich antysemitów, którzy pokazywali i pokazują światu polską, rasistowską gębę.
Niestety, antysemicką mordę przyprawiali Polakom również polscy Żydzi. Tragiczną i niechlubną rolę odegrała powieść Jerzego Kosińskiego Malowany ptak – przez długie lata uznawana za prawdziwe świadectwo krzywd, jakie wyrządzili małemu żydowskiemu chłopcu prymitywni polscy chłopi. Echo tego słychać właśnie w artykule opublikowanym na łamach niemieckiego tygodnika. Kosiński stał się w Ameryce słynnym pisarzem, a Malowany ptak pozostaje jego najsłynniejszą powieścią. Jednak nie ma ona nic wspólnego z historyczną prawdą. Jest efektem pisarskaiej fantazjai Kosińskiego. Polska dziennikarka i pisarka Joanna Siedlecka w swojej znakomitej książce Czarny ptasior udokumentowała prawdę na temat tego, co spotkało Kosińskiego na polskiej wsi, i oddała honor polskim chłopom, którzy przez kilka lat okupacji chronili go przed hitlerowcami, narażając życie swoje i swoich bliskich. Książka Siedleckiej jest jednak znana tylko nielicznym czytelnikom w Polsce, a nieszczęsna fantazja Kosińskiego niezmiennie kształtuje podświadomą niechęć do Polaków. Myślę zresztą, że to ostatnia rzecz, jakiej chciałby Jerzy Kosiński… Niektórzy wręcz wiążą tę sprawę z tragiczną samobójczą śmiercią autora Malowanego ptaka.
Bez wątpienia fatalną opinię zawdzięczamy hańbie szmalcownictwa w okupowanej Polsce. Przypadki rabowania żydowskiego mienia, nieludzkiego wykorzystywania Żydów i wydawania ich w ręce Gestapo na zawsze będą obrzydliwym znamieniem na historii naszego narodu. Nie zmieni tego fakt, iż polskie państwo podziemne karało owych szmalcowników śmiercią. Również i tego nie potrafiliśmy opowiedzieć światu i najpewniej prawie nikt nie jest tego świadom. Nikt nie potrafił także oszacować, ile takich przypadków mogło się zdarzyć. Świat wie tylko, że miały miejsce, a Żydzi uważają, że jako ich bracia i sąsiedzi powinniśmy dla ich ratowania zrobić znacznie więcej. Oczekują również, że w jednoznaczny sposób potępimy zbrodnie na Żydach, w których brali udział Polacy. Nawet jeśli zostali do nich zmuszeni przez hitlerowców.
Władze wolnej Polski oddały hołd Żydom z Jedwabnego i ofiarom powojennego pogromu w Kielcach. Jan Paweł II – przez lata największy autorytet naszego narodu – przeprosił Żydów za krzywdy, jakich doznali z rąk chrześcijan. Jako pierwszy papież w historii Kościoła wszedł do synagogi, tym symbolicznym gestem pokazując prawdziwie chrześcijański stosunek do „naszych starszych braci w wierze”.
Przypominałem już, że Polacy stanowią najliczniejszą grupę wyróżnionych izraelskim odznaczeniem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, przyznawanym za bezinteresowane ratowanie Żydów w czasach Holokaustu. Niewiele jednak osób na świecie wie, że tylko w Polsce hitlerowcy za pomoc udzielaną Żydom karali śmiercią… Lista wybitnych polskich Żydów powinna napawać dumą oba narody, których losy historia tak mocno i tragicznie splątała. A my za mało mówimy o wielkich postaciach wspólnej historii. Żydzi też często o nich nic nie wiedzą. To trudny temat, wymagający ogromnej wrażliwości i dobrej woli. Pisząc o tym, co chwila chciałbym coś dodawać, tłumaczyć, precyzować, bo wiem, jak bardzo delikatna to materia i ilu ludzi może poczuć się urażonych każdym moim zdaniem. Niestety, nie da się pisać o tych sprawach, nie sprawiając bólu i samemu bólu nie czując… Jednak… bard mojego pokolenia, Jacek Kaczmarski śpiewał „Wejdźmy głębiej w tę wodę, kochani! Dosyć tego brodzenia przy brzegu…”
I jeszcze jedno. Często uważamy, że w sprawie losu Polaków i Żydów podczas II wojny światowej to nie „obcy” powinni zabierać głos, ale jeśli chcemy tego uniknąć to musimy sami zmierzyć w własną historią. Dlatego – nawet jeśli w artykule w „Spieglu” nie przeczytaliśmy niczego, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli – poczuliśmy ból i zaniepokojenie, bo wielu z nas miało poczucie, że to nie ten autor powinien pisać tę historię. A przecież zarówno wówczas – te 11 lat temu, gdy artykuł był publikowany – jak i teraz wciąż na szeroką skalę, a nie tylko w opracowaniach naukowych, nie potrafimy szczerze i uczciwie pisać i nauczać o tym wątku naszej własnej historii.
Jednak naszym problemem nie jest i nie będzie to, że nas ktoś mniej lub bardziej słusznie czy niesłusznie oskarży o zbrodnie naszych przodków. Naszym problemem i prawdziwą hańbą byłoby, gdybyśmy zaniechali poszukiwania prawdy i nie potrafili jej uczciwie rozliczyć w imię sprawiedliwości dla ofiar oraz dla dobra przyszłych pokoleń.
