Elity polityczne wciąż funkcjonują głównie na poziomie państw, to tutaj odbywają się zasadnicze spory polityczne, wydarzenia wywołujące emocje społeczne, całość procesów, która powoduje budowę tożsamości i zaangażowania ludzi we wspólnotę.
Można różnie interpretować sytuację, w której znalazła się Wspólnota Europejska. Wielu ekspertów wieszczy, że obecne napięcia zwiastują jej rychły koniec. Inni twierdzą, że wręcz przeciwnie – sposób w jaki Unia Europejska radziła sobie i radzi z kolejnymi kryzysami: finansowym, uchodźczym czy negocjacjami w sprawie Brexitu, pokazuje jak silnym jest organizmem, pomimo wyzwań takiej skali. Osobiście ta druga opinia wydaje mi się bliższa rzeczywistości. Zbyt często nie doceniamy siły Unii Europejskiej. W jednej sprawie jednak wydaje się, że wielu ekspertów będzie zgodnych. W ostatnich latach Wspólnota przechodziła liczne perturbacje i problemy. Jednocześnie dynamika jej rozwoju politycznego zatrzymała się na pewnym poziomie strukturalnym i ma żadnego realnego pomysłu na to, w jaki sposób dalej umocnić Unię – idei, która mogłaby w realny sposób wskazać jak można próbować pogłębić integrację angażując w te działania europejskich obywateli.
Ostatnie lata to również czas silnego powrotu nastrojów nacjonalistycznych
i trybalistycznych, który możemy zaobserwować wśród znaczącej części społeczeństw wielu krajów Europy. Nie jest to zjawisko nowe, widać jednak, że obecna konstrukcja Unii Europejskiej nie w pełni zdołała pokonać świetnie znane z historii napięcia między narodami. Co więcej, dziś konflikt zbrojny pomiędzy wybranymi dwoma krajami członkowskimi Unii Europejskiej wciąż jest bardziej prawdopodobny niż na przykład między Stanem Kalifornia
i Stanem Tennessee. Wystarczy sięgnąć do wielu polskich skrajnie prawicowych gazet i w ich retorykę odgrzewania historycznych resentymentów i podgrzewania starych konfliktów polsko-niemieckich, aby zrozumieć, że pod powierzchnią ładnie wyglądającej pokojowej polityki wciąż tkwią demony, które w nieszczęśliwych okolicznościach mogą wypłynąć na powierzchnię. Nie jest to wyjątek na mapie Europy, wystarczy przypomnieć resentymenty węgierskich nacjonalistów wobec Słowacji, czy tlący się konflikt flamandzko-waloński grożący rozsadzeniem Belgii. Dlatego też powszechnym wydaje się poczucie, że obecna struktura Unii Europejskiej może trwać jeszcze długo, ale nie jest strukturą docelową, która zapewni nam wieczny europejski pokój.
Szerokie społeczeństwa polityczne wciąż funkcjonują na poziomie państw narodowych, natomiast na arenie europejskiej polityczność wciąż ograniczona jest do dość wąskiej elity. Nie stworzono dla niej odpowiednich instytucji, w których mogłaby zaistnieć, przestrzeni gdzie miałaby możliwość swobodnie się rozwijać. Elity polityczne wciąż funkcjonują głównie na poziomie państw, to tutaj odbywają się zasadnicze spory polityczne, wydarzenia wywołujące emocje społeczne, całość procesów, która powoduje budowę tożsamości
i zaangażowania ludzi we wspólnotę. W efekcie w obecnej strukturze oczywistym jest, że dla większości członków poszczególnych społeczeństw, to państwa pozostaną głównym punktem odniesienia i zaangażowania. Polityczność europejska pozostanie zaś dla ludzkich emocji tworem pobocznym, drugoplanowym, czy nie do końca wyrazistym.
Opisany dylemat nie jest nowy. Od lat usiłowali odpowiedzieć na niego europejscy federaliści tacy jak chociażby Grupa Spinelli. Jednak ich propozycje pozostawały, i moim zdaniem niestety pozostaną utopijne. Nikt nie powoła paneuropejskiej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie ma i nie będzie dziś na to presji społecznej, a rozwiązanie to może zbyt skutecznie godzić w interesy partyjne i stanowiska kluczowych politycznych graczy
w Europie. Nikt więc takiego rozwiązania nie wprowadzi, niezależnie od konserwatywnej czy liberalnej ideologii. Federacji musieliby chcieć albo obywatele albo elity polityczne. Zanim więc na stole będzie można położyć pomysły prowadzące do stworzenia silniejszej federacji europejskiej, która leży w geostrategicznym interesie Europy i jej mieszkańców, należy stworzyć mechanizmy budujące szerszą „polityczną Europę”, zaangażowanie samych obywateli.
W pierwszym więc kroku potrzebujemy Pan-Europejskiej Agory, czyli przestrzeni instrumentów i instytucji, które będą służyć powstaniu europejskiego, zaangażowanego społeczeństwa politycznego. Jej powstanie jest warunkiem koniecznym, aby w przyszłości móc myśleć o ściślejszej federalizacji krajów Unii Europejskiej. Znacznie szersze kręgi obywatelskie muszą być emocjonalnie zaangażowane w polityczne życie na poziomie europejskim. Jak osiągnąć ten cel?
Sądzę, że jest jeden dość prosta droga, która w naturalny i samoistny sposób będzie napędzała kolejne mechanizmy. Potrzebujemy stanowiska Prezydenta Unii Europejskiej wybieranego w powszechnych europejskich wyborach przez wszystkich obywateli. Nic tak skutecznie nie zaangażuje obywateli jak możliwość wyboru głowy Wspólnej Europy. To będzie miało ogromne znaczenie symboliczne, takie jak dla brytyjskiej Commonwealth ma dziś Królowa,
a dla Stanów Zjednoczonych Prezydent. Jednocześnie w praktyce wcale nie jest potrzebne, aby Prezydent Europy miał większe uprawnienia niż obecny Przewodniczący Rady Europejskiej (wybierany przez rządy krajów członkowskich). Wystarczy, że będzie miał funkcje reprezentacyjne i rolę negocjatora. Prezydent Europy potrzebny jest jako symbol,
a możliwość jego wyboru przez obywateli wszystkich krajów Europy będzie konsekwentnie budowała europejską tożsamość i zaangażowanie w sprawy Europy. Ludzie utożsamiają się
z liderem, z konkretną osobą, a nie z poszczególnymi instytucjami. Zachowanie bardzo wąskiego zakresu kompetencji przez Prezydenta sprawi, że ta zmiana może nie być agresywnie zwalczana przez elity polityczne, które na skutek tej reformy nie stracą żadnego ze swoich aktualnych przywilejów czy realnej władzy.
Jednocześnie jednak tego rodzaju reforma uruchomi zupełnie nową dynamikę społeczną
i polityczną. Jestem przekonany, że na bazie takich paneuropejskich wyborów, siłą rzeczy media będą musiały uwzględniać w swojej agendzie więcej tematyki europejskiej. Uważam, że powstaną nowe paneuropejskie media. Wytworzy się nowa dynamika społeczna, która za kilkanaście lat może pozwolić na kolejne kroki prowadzące już do realnej federalizacji Europy, również w zakresie twardych kompetencji lub zakresu władzy. Nacisk społeczny może o tym zadecydować. Najistotniejsze będą jednak zmiany zachodzące w głowach obywateli i budowanie przywiązania do wspólnoty i europejskiej tożsamości.
Zarówno Europy, jak i poszczególnych krajów członkowskich, wobec rosnącej potęgi nowych globalnych liderów takich jak Chiny, Brazylia, Indie (czytaliście Państwo o dynamice wzrostu populacji w Nigerii?), czy starych jak USA lub Rosja, nie stać dziś na rozbicie czy trwałe wewnętrzne konflikty. Europa albo będzie zjednoczona, albo zostanie całkowicie zmarginalizowanym półwyspem, prędzej czy później zwasalizowanym w takiej lub innej konfiguracji przez globalnych hegemonów. Hegemonów, którzy często wyznawać będą wartości bardzo dalekie od liberalnych idei obecnej Europy, ale również dalekie od chrześcijańskich korzeni, na które tak często powołują się przeciwnicy Unii Europejskiej. To liberalna zjednoczona Europa jest gwarantem swobód dla chrześcijan, których mogą nie uzyskać w rozczłonkowanym kontynencie podporządkowanym innym potęgom. Federalizacja Europy powinna być więc wspólnym celem zarówno sił liberalno-progresywnych, jak
i chadecko-konserwatywnych.
Dlatego czas na wspólny sztandar i wspólne żądanie. My obywatele Europy chcemy prawa do wyboru Prezydenta wspólnej Unii Europejskiej!
