Dwa tygodnie temu odbyło się referendum niepodległościowe w Katalonii. Ten ponad siedmiomilionowy naród na Półwyspie Iberyjskim już raz chciał zorganizować taki plebiscyt w 2014 roku. Jednak tamta próba została zablokowana prawnie przez rząd hiszpański w Madrycie. Tym razem do głosowania doszło, lecz Premier Mariano Rajoy, wysłał do autonomii katalońskiej spore siły policyjne by uniemożliwić przebieg głosowania. Brutalność hiszpańskich mundurowych jest dość dobrze znana, choćby z stłumienia pokojowych protestów 15-M – Ruchu Oburzonych w 2011 r. Tak było i tym razem. Kolejny pokaz mocy non-violenet, został po części stłamszony przez siłę zmasowanego pałowania – jak to określano w mediach. Jednak część obywateli wzięła udział w demokratycznym, aczkolwiek na pograniczu prawa, głosowaniu.
W międzyczasie gdy zliczano głosy, w regionie trwał strajk generalny. Przy frekwencji prawie 43 %, za secesją od Hiszpanii opowiedziało się ok. 90 % obywateli, to jest ponad 2 mln. Na „nie” było 176, 565 głosów. Po 2 dniach od przeliczenia głosów premier autonomii Katalonii, miał ogłosić niepodległość regionu. W między czasie pojawił się „szantaż” z strony finansjery, że wycofa soje firmy i inwestycje ze zbuntowanego regionu. Następnie Carles Puigdemont podpisał deklaracje niepodległości, po czym zawiesił ogłoszenie secesji regionu na kilka tygodni
by podjąć, negocjacje z Madrytem. Na ulicach Barcelony było widać rozgoryczenie. Wola ludu nie została uszanowana przez demokracje przedstawicielską.
Hiszpania i zbuntowana Katalonia są w niekorzystnej sytuacji. Czy może jest inaczej: Mariano Rajoy zarówno jego oponent Carles Puigdemont, są w bardzo trudnej sytuacji. Obydwaj walczą o zachowanie swoich stanowisk. Konserwatywny Premier Hiszpanii może być zapamiętany jako polityk niedemokratyczny, krwawo tłumiący mniejszości narodowe, natomiast premier Katalonii może być posądzony o zdradę ideałów narodowych. Chyba jedyny głos rozsądku pojawił się jeszcze przed samym referendum. O dialog obydwu stron ciągle apelowała Ada Colau – burmistrz Barcelony, która wcześniej zasłynęła z pomocy eksmitowanym.
W ostatnich dniach pojawiło się wyjście z klinczu, przy najmniej tak się niektórym wydaje. Padły dwie propozycje:
1) dofinansowanie autonomii Katalonii przy szerszym jej zastosowaniu,
2) federalizacja Hiszpanii na wzór Niemiecki.
Co do wielkich pieniędzy, to pewnie niektórzy wzięli by je w ciemno, by mieć kilka lat spokoju. Przykład Autonomii Baskonii, pokazuje, że nawet to nie zadowala separatystów, którzy jawnie wsparli Katalonie. Na 5 listopada Baskowie zapowiedzieli własne referendum niepodległościowe.
Pytanie drugie. Czy jakiekolwiek pieniądze, zainteresują rząd Katalonii, podczas gdy jest to jeden z najbogatszych i dynamicznych regionów w Unii Europejskiej. Od dawna pieniądze tej autonomii pompują inne regiony Hiszpanii.
Odnośnie kwestii federacji. Obecnie Hiszpania składa się z 17-tu Wspólnot Autonomicznych, niektóre z nich mają inną kulturę niż Kastylia. Jeszcze inne jawnie głoszą idee niepodległościowe: Katalonia, Kraj Basków czy nawet Galicja – kolebka europejskiej turystyki. Pojmując sprawę, racjonalnie, federacja nie wydaje się głupim pomysłem. Jednak ten też może przynieść Madrytowi te same zmartwienia. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: historia. Dzieje jednoczących się Niemczech a Hiszpanii są bardzo odmienne.
Po pierwsze. Obecny kształt państwowości Hiszpania zapewnia Unii pomiędzy Kastylią a Aragonią, która miała miejsce przed wielkimi odkryciami geograficznymi, u progu Nowożytności.
Natomiast Niemcy były jednoczone „krwią i żelazem” i do tego dopiero w XIX wieku. Do jednoczących się państewek niemieckich, z kluczowych obecnie Landów, jako ostatnia dołączyła się Bawaria. I obecnie ten region, pomimo, że ma własny rząd, parlament, prawa, też odwołuje się do idei samostanowienia. To jako pierwszy rząd Bawarii wykonał woltę, wobec polityki migracyjnej kanclerz Angeli Merkel. I znowu mamy kolejną różnicę. Migracje, kryzys uchodźczy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Burmistrz Barcelony, stwierdziła, że jej miasto jest gotowe na przyjęcie wielu Syryjczyków. W dodatku często w autonomii odbywają się protesty poparcia dla migrantów. Barcelona jest miastem wielokulturowym. Czy coś się zmieni po ostatnim zamachu terrorystycznym? Regiony nastawione na turystykę zawsze są na celowniku wszelkiej maści radykałów, którzy
z pozycji siły i leku, chcą osłabić ekonomicznie dane państwo. Niezależnie czy to są tureckie i egipskie plaże, czy tunezyjskie i francuskie muzea.
Federacja nie zbawi Hiszpanii. Nie zbawi też Katalonii. Okazuje się, że przykład niemiecki nie jest w cale takim dobrym wyjściem. Pewnych decyzji politycznych, błędnych czy nie, cofnąć się nie da. Premier Carles Puigdemont rozpalił nadzieję w sercach Katalończyków.
Można zapomnieć słowa i obietnice. Ale nie da się zapomnieć emocji. Nie da się wyrzucić z pamięci tego co się czuło gdy wrzucało się kartkę do urny wyborczej. Nie da się też zamazać wspomnień, którym towarzyszyły rany i siniaki po gumowych kulach i od policyjnych pałek.
Katalonia wstąpiła na drogę stopniowej pełzającej niepodległości. Kwestia nabrała w końcu znaczenia. Barcelona wobec Madrytu nie da się zakiwać na śmierć – używając terminologii piłkarskiej. Jeśli nie uda się za kilka tygodni, to uda się później. Sprawa jest najwyższej wagi. Europa, a konkretniej UE, stoi wobec nowego zjawiska. Prześledźmy na chwilę historię Europy po 1989 r.
– lata 1989-1991, – państwa Europy środkowo-wschodniej, wybijają się na niezależność wobec ZSRR, inne republiki komunistycznego tworu ogłaszają niepodległość. Zazwyczaj proces ma charakter pokojowy, są jednak wyjątki: Rumunia, kraje Bałtyckie oraz Kaukaz,
– 1991-1995, wojna domowa w Jugosławii, jedynie najbogatszy region Słowenia, odłącza się niemal pokojowo,
– 1993 – w Nowy Rok przestaje istnieć Czechosłowacja, Czesi i Słowacy biorą rozwód, ale poza wolą społeczeństwa,
– 1999-2000, wojna w Kosowie. Za zgodą części Społeczności Międzynarodowej Kosowo staje się osobnym państwem – secesja od Serbii 2008 rok.
– 2006 – Czarnogóra ogłasza niepodległość, federacja Jugosławii, a potem Serbii i Czarnogóry przestaje istnieć,
– 2008 – 5 dniowa wojna w gruzińsko-rosyjska, Osetia Południowa i Abchazja ogłaszają niepodległość uznawaną tylko przez kilka państw,
– 2014-? – wojna rosyjsko-ukraińska, Rosja anektuje separatystyczny Krym, „republiki” w Donbasie tworzą Noworosję.
Po co przywołuję zmiany granic i powstanie nowych państw w Europie? Podczas gdy upadał w Europie komunizm, dwaj amerykańscy intelektualiści wydali swoje prace. Jedna z nich to ” Koniec Historii” F. Fukuyamy, druga S. Huntingtona to „Zderzenie Cywilizacji”. Po części te książki kształtowały politykę zagraniczną, głównie USA i innych państw cywilizacji Zachodniej. Obydwie zawierają prawdy o naszych współczesnych czasach. Ale są też wyjątki. Poza dobrymi analizami zdarzają się wpadki. Idąc tropem Fukuyamy demokracja liberalna nie zawojowała Świata, a jej eksport na Bliski Wschód okazały się tragedią. Ponad to jak wykazałem wcześniej i wykażę później Europa też nie stoi na stabilnym gruncie. Huntington pomylił się nt. polityki Rosji, natomiast zderzenia odbywają się też wewnątrz cywilizacji czy to Zachodniej, Islamskiej, Afrykańskiej czy Prawosławnej (jak pokazuje przykład polityki W. Putina).
Chcę nakreślić pewien problem. Podane przeze mnie wyżej przykłady nieuwzględniają kryzysów separatystycznych w samej Unii Europejskiej. Doskonałym przykładem było szkockie referendum niepodległościowe od Wielkiej Brytanii w 2014. Separatyści ponieśli porażkę. Jednak w wyniku wyjścia ze struktur Unii Europejskiej, Zjednoczone Królestwo stoi przed kolejnymi wstrząsami. Szkoci mogą powtórzyć referendum, chcą należeć do UE. Dodatkowo pojawia się znowu kwestia zbuntowanego Ulsteru (Irlandia Północna) by zjednoczyć się z Irlandią.
Z Katalonią i Krajem Basków jest tak: ogłoszenie niepodległości, skutkowałoby wyjściem z Unii Europejskiej. Jednak Barcelona jest gotowa rozmawiać z Brukselą nt. ponownego wejścia do jednoczącej się Europy. Komisja Europejska stosuje podwójne standardy. Kiwa palcem na słabe kraje (Polska i Węgry), jednak gdy w Hiszpanii są brutalnie tłumione pokojowe ruchy ( dopuszczam nieposłuszeństwo obywatelskie, jest moralnie uzasadnione) to wtedy takie kwestie zbywa długim milczeniem. Jak już pojawiają się jakieś głosy nagannego zachowania Madrytu to są to tylko, słowa, słowa, słowa…Bez żadnych konsekwencji. Jeśli Korsykanie wyjdą jutro na ulice Ajaccio i Bastii to też Komisja Europejska będzie sobie jeść popcorn i popijać colą oglądając transmisję z kolejnego pałowania ludności cywilnej? Zresztą już nie raz dała temu wyraz. Ewentualnie ościenne kraje wyślą Paryżowi czy Madrytowi policyjne wsparcie. Europa Regionów w pełnej krasie?
Foto źródło: wikipdia.org
Na obrazkach z Barcelony podczas niedawnego referendum widać było inne flagi europejskich nacji, nie mających własnych państw, lecz chcą należeć do Europejskiej Wspólnoty. Czy jak będzie się je nadal okładać policyjnymi pałkami to nadal będą chcieć? A może Stary Kontynent stoi przed nową Wiosną Ludów? Co dalej Europo? Co dalej Hiszpanio? Zniesienie monarchii i powołanie Republiki Hiszpańskiej z kilkoma regionami autonomicznymi. Danie demokratycznej wypowiedzi odnośnie secesji Katalończykom i Baskom, w referendum w tych autonomiach jak i zarówno w całej Hiszpanii? Pozostaje kwestia obserwatorów: OBWE? UE? ONZ? Zadziwiający jest też głos przebudówki Ruchu Oburzonych w Hiszpanii, lewicowego Podmeos, który odciął się separatystów wcześniej ich wspierając. Tymczasem liberałowie z partii Obywatele rosną w siłę w ostatnim sondażu, przeprowadzonym już po katalońskim referendum.
W okresie transformacji ustrojowej, gdy Polska wybijała się na niezależność, wybraliśmy hiszpański model z przechodzenia z dyktatury do demokracji. Wtedy polityka Madrytu była mądra, rozważna i racjonalna. Jednak chyba w ostatnim czasie robi się niektórym Polakom, żal bo Naród który w swojej 123-letniej drogi do niepodległości, też rzadko u kogo znajdywał zrozumienie, a ścieżka ta była okupiona hektolitrami powstańczej krwi.
Piotr Wildanger
