Mija właśnie 47 lat od kiedy cywilizacją Zachodnią zatrzęsła Rewolta Studencka. Przez m.in. Stany Zjednoczone, Francję, RFN i Włochy, przeszła fala demonstracji i zamieszek. Jednak rewolta młodzieżowa to nie tylko świat Zachodni. W tym samym roku młodzi ludzie sprzeciwili się też władzy w Meksyku, Czechosłowacji (Praska Wiosna) i Polsce (Wydarzenia Marcowe). Jaka jest analogia roku 1968 do lat 2011-2015? Niewielka, choć można dopatrzeć się kilka wspólnych elementów. Pierwszy dotyczy buntu wobec zaistniałej sytuacji politycznej i społeczno-gospodarczej. Politycznej w postaci kontestowania lub korekty obecnego systemu politycznego. Nowa Lewica odnosiła się z wielkim sceptycyzmem zarówno wobec systemów totalitarnych jak i liberalnej demokracji. Oburzeni i część prekariatu nieco kwestionują demokracje pośrednią a skłaniają się w stronę demokracji bezpośredniej. W kwestiach społeczno-gospodarczych, studentom z 1968 r. chodziło o wolność światopoglądową. Nurt lewicowo-liberalny stał się przeciwwagą dla powszechnego konserwatyzmu ich rodziców oraz ideologii ówczesnej władzy. Należy też doliczyć do tego walkę o swoje prawa oraz sprzeciw wobec powszechnemu konformizmowi i konsumpcjonizmowi. Jeśli chodzi o obecną wolność światopoglądową, to cywilizacja Zachodnia uczyniła duży krok w tej dziedzinie, choć w niektórych krajach, pewne kwestie mogą nadal uchodzić za tematy tabu. Co do sytuacji społeczno-gospodarczej na tle rewolty, tu też zaszły pewne zmiany. U części obywateli konformizm i konsumpcjonizm budzi wręcz odrazę – chociażby w postaci „dnia bez zakupów”. Jednak dzisiejszy nonkonformizm i sprzeciw wobec obecnemu systemowi, wynika z kryzysu z 2008 r. który wbrew pozorom trwa. Podczas Rewolty Studenckiej, kraje Europy Zachodniej przeżywały okres prosperity, czego nie można powiedzieć o czasach obecnych.
Są też jeszcze dwie kwestie, które się nasuwają odnośnie roku 1968 r. a znajdują swoje odzwierciedlenie obecnie. Po pierwsze jest to blokada drogi awansów. Młodym ludziom jest ciężko awansować, gdyż blokuje ich starszyzna, która jest na górze lub sprawuje władze.
Nie chodzi o oczywiście tajemnicze kariery, kiedy nagle z młodego bezrobotnego bez doświadczenia, ktoś staje się wiceprezesem spółki, co miało miejsce całkiem niedawno
w naszym kraju. Chodzi o awanse stopniowe. Po drugie postępuje tzw. pęknięcie wewnątrzpokoleniowe. Jest to bardzo groźne, gdyż obywatele w ramach pokolenia nie są w stanie się zrozumieć. Pojawia się rozdźwięk pomiędzy tymi co zarabiają powyżej średniej krajowej a tymi co wykonują prace prekarne. To, że pokolenia się nie rozumieją jest normalne. Lecz gdy w ramach jednego pokolenia narastają nieporozumienia i obydwie strony nie mają do siebie szacunku, to już oczywiste nie jest.
W polskich mediach pojawia się często pytanie: o co chodzi Oburzonym? Postaram się odnieść do kilku wspólnych kwestii, które łączą bunt młodych zarówno tych z Arabskiej Wiosny/Arabskiej Jesieni, amerykańsko-europejskich placów miejskich, jak i ostatnich wyborów prezydenckich w Polsce. Oczywiście, co kraj to obyczaj, więc różnice też istnieją. Np. w Stanach Zjednoczonych dużą negatywną rolę odegrały pułapki kredytowe, a we Francji ataki na imigrantów.
Pierwszym wspólnym punktem są nierówności społeczne i kwestia pracy. Nierówny podział dóbr materialnych, prowadzi do mniejszego szczęścia obywateli i ich zubożenia. Stąd często Oburzeni podnoszą argument za sprawiedliwością społeczną oraz, że 1% najbogatszych ludzi na Ziemi posiada niemal połowę całego majątku ludzkości. Jest to ewenement w historii świata, gdyż nigdy nie było jeszcze takich nierówności. Dodatkowo następuje zjawisko rozwarstwienia społecznego, gdzie istnieje bardzo bogata klasa wyższa i bardzo biedna klasa niższa. Często też, postępuje zubożenie klasy średniej (w Polsce w pełni się nie wykształciła), której członkowie spychani są do proletariatu lub prekariatu.
Nierówności jest wiele, a przy tzw. postępie technologicznym, pojawiają się nowe rodzaje wykluczenia np. cyfrowe. Wobec czego, postulatami Oburzonych są: niwelowanie tych nierówności społecznych, większe opodatkowanie najbogatszych, pełne zatrudnienie, polityka mniejszych cięć itp. Inne kwestie dotyczą prac prekarnych lub pułapek kredytowych. Chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa w pracy, przez wprowadzenie różnych zabezpieczeń dla tych co tych osłon nie mają. W końcu bezpieczeństwo to drugi czynnik w hierarchii potrzeb w psychologii Abrahama Maslowa. Państwo powinno nie tylko dbać o porządek publiczny, Polska i tak dobrze sobie z tym radzi. Chodzi, o zwykłą niesprawiedliwość i walkę o ludzką godność, która jest wpisana w konstytucje każdego cywilizowanego kraju. O równe traktowanie każdego z obywateli. Bez bezpieczeństwa, niwelowania niepewności i nierówności, te kwestie są tylko na papierze, martwymi artykułami w konstytucji.
Na początku tego roku Karol Modzelewski stwierdził, że takich wykluczonych obywateli
w Polsce może stanowić nawet 1/4 społeczeństwa. Nie mają oni nic wspólnego z hipisowskim stylem bycia. „Nie jestem hipisem, mam trzy prace a i tak jestem spłukany” – głosił transparent jednego z protestujących w USA podczas narodzin ruchu Okupuj Wall Street.
Nie ma to też nic wspólnego z roszczeniową postawą i homo sovieticusem (człowiek radziecki). Albowiem pokolenie urodzonych Polaków po stanie wojennym jest najmniej zarażone komunizmem. Nie ma to też nic wspólnego z większymi zasiłkami socjalnymi, gdyż młodzi Arabowie, Amerykanie i Europejczycy wyszli na ulice i okupowali wielkie place miejskie domagając się: demokracji, godności, wolności, sprawiedliwości i przede wszystkim lepszej pracy.
Innym wspólnym czynnikiem łączącym jest anty-korporacjonizm. Oburzeni występują przeciwko chciwości korporacji. Widać to było podczas protestów związanych z ACTA.
Czy ten protest był słuszny, to inna kwestia. Powinna być jakaś równowaga pomiędzy twórcami a uczestnikami kultury. Korporacje nie mogą się bogacić kosztem jednych i drugich. Prawo własności inaczej wygląda w świecie rzeczywistym a inaczej w świecie wirtualno-cyfrowym (niematerialnym). Nie można zarówno pozwolić na wolną amerykankę w internecie i nie można pozwolić by na twórcach i uczestnikach kultury, żerowały korporacje, które tych dóbr nie wytworzyły. Kiedyś jak konsument kupił płytę CD z oryginalną muzyką, mógł ją po jakimś czasie sprzedać. Dziś kupując utwór muzyczny w postaci zapisu cyfrowego, nie możemy go komuś odsprzedać. Pytanie jak niwelować wpływy korporacji, technokratów i bankierów na życie przeciętnego człowieka i na politykę pozostaje otwarte.
Kolejnym wspólnym czynnikiem, jest sprzeciw wobec tzw. „partiokracji” czy „partyjniactwu” jakkolwiekby to nazwać. Można to połączyć z brakiem zaufania do establishmentu oraz instytucji publicznych. Oburzeni uważają, że partie zmonopolizowały scenę polityczną. Służą bardzo wąskiej grupie osób, niekiedy są wspierane przez banki lub technokratów/oligarchów, którzy finansują im kampanię wyborczą, by te mogły wygrywać wybory. Fenomen trzeciego miejsca Pawła Kukiza pokazuje, że można zrobić dobrą kampanię wyborczą znacznie mniejszymi kosztami, niż robią to obecne partie polityczne zasiadające w Sejmie (w Polsce wpierane pieniędzmi z budżetu państwa). Oburzeni twierdzą, że partie realizują własne interesy, a nie wartości i interesy Narodu – w tym miejscu dla potwierdzenia, można przejrzeć cytaty z Charles’a de Gaulle’a czy Józefa Piłsudskiego na ten temat. Weźmy pod lupę np. polskie podwórko. Obecne partie w sejmie to większości partie wodzowskie, co jest niezgodne z Konstytucją RP. Kiedyś w czasach PRL-u, istniała tzw. nomenklatura partyjna (konkretnie jednej partii). Dziś kiedy państwo Polskie nie wyszło jeszcze z postkomunizmu, te zwyczaje przejęły obecne partie polityczne.
Nie decydują kompetencje, tylko klucz partyjny. Z jednego PZPR-u, powstało ich kilka tylko w wersji łagodnej, tak by nie było to widoczne dla większości społeczeństwa. Tak więc partie desygnują swoich ludzi po różnych instytucjach, spółkach itp. Do tego istnieje powszechna praktyka kumoterstwa i nepotyzmu, co jest przejawem patologii polityczno-społecznych. Świadczy to o tzw. „układzie”. Nie chodzi o jakieś teorie spiskowe, że przy Okrągłym Stole w 1989 r., został zawarty jakiś potajemny układ, bo nie ma na to żadnych dowodów historycznych. Raczej o to, że władza takich patologii nie próbuje minimalizować. Trudno się dziwić, musiałaby zacząć oczyszczenie od siebie, a dopiero po tym wymagać tego od społeczeństwa. Wszystko zaczyna się w szkole i wychowaniu. Albo uczymy przyszłych obywateli kombinowania albo uczciwości. Bez tej drugiej wymienionej wartości, nigdy nie zbudujemy „Polski Od Nowa” – państwa które odcięłoby pępowinę od komunistycznych naleciałości. Wracając do partii politycznych to ich kryzys, nie musi być objawem ich końca. W demokracji grają one istotną rolę i będą odgrywać ją nadal, zapewne obok różnych komitetów wyborczych i ruchów obywatelskich.
Stąd część obywateli się zbuntowała. Ktoś powie, dobrze ale co w zamian, bo chyba nie chodzi o niszczenie wszystkiego wokół. Nie, nie chodzi. W większości przypadków Ruchy Oburzonych propagują walkę non-violence (bez użycia przemocy). Swoją filozofie polityczną opierają na myśli i działaniach takich postaci jak: H. D. Thoreau, M. Gandhi, J. Nehru, Ch. de Gaulle, M.L. King, L. Wałęsa, V. Havel, N. Mandela, S. Hessel, G. Sharp. Jak widać nie są to persony, które przypominałyby idoli kontrkultury: K. Marksa, L. Trockiego, E. „Che” Guevare, czy Mao Tse-Tunga.
Pojawiają się głosy w mediach, że Oburzeni nie mają programu politycznego. Owszem, z tym jest pewien problem, co i jak zrobić, by poprawić życie przeciętnego obywatela danego kraju. Ideałem byłoby, żeby ten obywatel żył godnie i czuł się szczęśliwy. Oburzeni kreślą ten plan od czasu samospalenia Mohameda Bouazizi’ego w Tunezji w grudniu 2010 r. Lecz czy samo wzniecenie dyskursu do mainstreamu nie jest już jakimś sukcesem? Demokracja to nie tylko wrzucanie kartki wyborczej do urn co kilka lat. To także filozofia dialogu. Demokracja polegająca na szantażu a nie na dialogu z Innym jest bardziej jej deficytem niż stabilną demokracją. To demokracja grup interesu, a nie demokracja obywateli. Obok praw obywatelskich i praw mniejszości, istnieją też wartości, które są uniwersalne dla całej ludzkości. Obok prawa do wolności i własności są też prawa do godności, sprawiedliwości, bezpieczeństwa i równego traktowania.
Ludzie którzy wyszli na ulice, upominając się o te prawa, protestowali dlatego, bo ich normalny dzień stał się nie do zniesienia. Więc jak można myśleć o jutrze, jak nawet nie da się nic zaplanować? To nie jest pytanie z serii „jak żyć”, raczej „dlaczego” ? Jest to pytanie o sens samego życia. Jest pełno poradników psychologicznych, które odpowiadają na pytanie „jak być szczęśliwym”? Problem w tym, że mało jest takich „jak żyć godnie”? Zarówno młodzi Amerykanie oraz Arabowie zaczęli zadawać sobie te pytania. Zadają je sobie również mieszkańcy Europy.
Jedynym z nielicznych polityków, który miał wątpliwości, czy współczesny zglobalizowany świat podąża w dobrym kierunku był Vaclav Havel. To on twierdził, że każda dziedzina, którą zajmuje się człowiek, powinna zawierać aspekt duchowy. Niestety, nasza cywilizacja wspięła się Mt. Everest materializmu i konsumpcjonizmu. Wyżej się już wejść nie da. Pozostaje jedynie zejście w dół, do samego źródła człowieczeństwa.
Piotr Wildanger
Zdjęcie: kadr z filmu „Czas oburzenia” reż. T. Gatlif, USA, 2012. Na podstawie eseju S. Hessela, o tym samym tytule. Napis z francuskiego „Oburzajcie się!” Źródło: www.cinemotions.com
