Zmarły w tym roku w tragicznych okolicznościach Jan Lityński został w weekend uhonorowany przez polską stolicę. W Warszawie odsłonięto uroczyście na jednym z bloków mieszkalnych piękny, wielkich rozmiarów mural, pokazujący młodego Lityńskiego w ważnym momencie jego życia – gdy po raz pierwszy szedł siedzieć za wolną Polskę.
Na uroczystość przybyło wiele znamienitości, wśród nich prezydent miasta Rafał Trzaskowski, który w swoim wystąpieniu powiedział m.in., że Lityński to jeden z tych ludzi, którym „niekoniecznie trzeba stawiać pomniki na cokole. (…) uczcijmy go w sposób bardziej zwyczajny, muralem, dyskusją o wolności”. Taka, już niemalże obowiązkowa, dyskusja o wolności się zresztą odbyła i, już niemal obowiązkowo, wziął w niej udział były prezydent Bronisław Komorowski, w którego kancelarii Lityński był doradcą – jedna z jego ostatnich stacji w długim życiorysie politycznym.
Długo myślałem podobnie jak Trzaskowski. Znałem osobiście Jana Lityńskiego i jestem gotów podpisać się pod tezą, że nie należał do osób „pchających się na pomniki”. Mało który z bohaterów polskiej wolności, jej najwcześniejszych bojowników, oddanych wartościom liberalnym i demokratycznym, miał osobowość taką, która pozwalałaby twierdzić, że życzyliby sobie znaleźć się na pomniku ku podziwom kolejnych pokoleń.
Rzecz w tym, że Trzaskowski nie ma jednak racji. Ludziom takim jak Lityński pomniki, najzupełniej klasyczne, z cokołem i figurą w pozie zatroskanego mędrca, stawiać trzeba i to koniecznie. Można nawet powiedzieć, że trzeba je im stawiać niestety. I wcale nie po to, aby zaspokajać ich domniemane ambicje, ani nie po to aby wypełniać ich domniemane życzenia. Nie, taka potrzeba tutaj nie zachodzi. Lityński i Wujec, Krzyżanowska i Mazowiecki, Geremek i Kuroń może nie życzyliby i sobie pomników, ale te pomniki mieć muszą. One nie mają bowiem być dla nich. Te pomniki są potrzebne nam i przyszłym pokoleniom Polek i Polaków. Ich obecność w przestrzeni publicznej ma misję opowiadania prawdy o najnowszej historii Polski. Nie może być tak, że pomniki będzie stawiać swoim zmarłym bohaterom tylko jedna strona polskiego sporu o interpretację tych dziejów. I to akurat ta, której bohaterowie dawni i liderzy obecni noszą w sobie niepomiernie większą dozę megalomanii. Tak po prostu nie może być. Sami oddajemy w ten sposób pole, być może bezpowrotnie.
Musimy zabrać się za godne i zgodne z czystą prawdą o przeszłości narodu upamiętnienie naszych bohaterów. Bohaterów Polski demokratycznej i liberalnej, tolerancyjnej i europejskiej, skromnej, ale stanowczej w obronie swoich wartości. Te pomniki mają być symbolami wygranej wolności i udanego życia – niech w końcu pomnik w Polsce przestanie być tylko narzędziem rozpamiętywania klęski i martyrologii. Lityński musi mieć pomnik. Wujec, Krzyżanowska, Mazowiecki, Geremek, Kuroń i jeszcze wielu innych muszą mieć swoje pomniki. Przestańmy przegrywać spór o duszę narodu na własne życzenie.
Autor zdjęcia: Valentin B. Kremer