Start Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w wyborach prezydenckich 2020 zakończył się spektakularną klęską. Kandydatka Platformy Obywatelskiej, która tuż przed wybuchem epidemii mogła w zasadzie być pewna udziału w II turze i posiadała rosnące szanse na wybór, podjęła katastrofalną decyzję i wezwała w marcu do bojkotu wyborów. Ruch ten nie był bez podstaw. Machlojki partii władzy wokół przygotowań do korespondencyjnego głosowania 10 maja, pozbawiające je waloru powszechności i tajności, były w sposób bezdyskusyjny pozakonstytucyjne i nielegalne. Jednak racja moralna i słuszność oceny w świetle prawnym to jedno, a skuteczna strategia w politycznej rozgrywce to drugie. Gdyby wicepremierowi Jackowi Sasinowi i jego mocodawcy, aspirującemu dyktatorowi Polski, Jarosławowi Kaczyńskiemu, udało się przeforsować nielegalne głosowanie 10 maja, to z powodu dość skutecznego wezwania Kidawy-Błońskiej do bojkotu wyborców opozycji, dzisiaj reinstalacja Andrzeja Dudy na urzędzie prezydenta na lata 2020-25 byłaby już faktem dokonanym. Dokonanym nielegalnie, azaliż skutecznie, bo w sposób w systemie państwa PiS w tej chwili już niepodważalny (jedyną nadzieją zwolenników bojkotu była w zasadzie presja zagranicy). Gdy dziś Kidawa-Błońska i liderzy PO mówią, że głosowanie 10 maja udało się zablokować dzięki ich stanowczej postawie, to naciągają rzeczywistość, gdyż cała zasługa w tym zakresie spada po prostu na Jarosława Gowina.
Ogłaszając bojkot Kidawa-Błońska straciła niemal całe poparcie. Część po prostu dlatego, że jej wyborcy posłuchali wezwania i zaczęli bojkotować także sondaże poparcia dla kandydatów. Ale część w sposób oczywisty porzuciła hamletyzującą kandydatkę na rzecz innych potentatów opozycji, lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, a zwłaszcza bezpartyjnego kandydata Szymona Hołowni. To przesunięcie elektoratu niechybnie mogłoby mieć długofalowe konsekwencje w postaci utraty przez PO znacznej części swoich dotychczasowych wyborców, zwłaszcza tych, którzy od lat łakną alternatywy w liberalnym centrum sceny politycznej i w latach 2015-18 już opuszczali PO na rzecz Nowoczesnej.
Stąd dzisiejszy ruch w postaci wycofania spalonej bojkotowym defetyzmem kandydatury Kidawy-Błońskiej i wystawienie przez liderów PO w jej miejsce prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.
W normalnych okolicznościach ta kandydatura byłaby z punktu widzenia centrowych wyborców wysoce atrakcyjna. Trzaskowski to polityk młodego pokolenia z otwartą głową, o dość liberalnych poglądach. Bije Dudę pod każdym względem, od punktu A do punktu Z na liście spraw zasadniczych. Platforma nie ucieknie jednak od podstawowego pytania: czy wystawienie kandydatury Trzaskowskiego nie jest obecnie potrzebne tylko dla ochrony interesów politycznych jego partii? Czy ponowne wprowadzenie elektoratu opozycji w sferę dylematów, rozterek i braku zdecydowania służy wynikowi wyborów i szansom na pokonanie PiS i Dudy, czy tylko asekuruje PO przed upadkiem wskutek drastycznie przegranych wyborów? Czy warto generować ostre starcie z Szymonem Hołownią oraz z PSL, którzy przejęli wyborców nie wskutek bezkompromisowej kampanii negatywnej, tylko w efekcie błędów własnych w kampanii kandydatki PO? Czy pojawienie się Trzaskowskiego nie zaostrzy konfliktu w poprzek opozycji, nie zniechęci i zdezorientuje wyborców, zamiast ich zmobilizować? Co jest ważniejsze: odebranie PiS prezydentury i zawrócenie Polski z drogi ku dyktaturze, czy utrzymanie przez PO pozycji największej siły opozycji? Obawiam się, że – może w sposób nie końca uświadomiony – idea posiadania własnego kandydata za wszelką cenę jest powiązana z drugą z tych odpowiedzi.
Gdyby Trzaskowski wybory wygrał, to rząd PiS wprowadzi komisarza w Warszawie i przejmie kontrolę nad stolicą. Także ta okoliczność wskazuje na to, że interes partii wygrał tutaj z interesem kraju i obywateli. Przed sztabem kampanijnym kandydata PO zadanie bardzo trudne: jak nadać temu wszystkiemu propaństwowy spin? Gdyż groźne spojrzenie starej, wielkiej partii, która metodą spalonej ziemi chce utrzymać w ręku pałeczkę pierwszeństwa pośród „demokratycznej opozycji”, wyziera tutaj na razie na każdym kroku.