Brak przecinka przed słowem „jako” wydaje się rozstrzygać o tym, że art. 18 Konstytucji RP nie stanowi zakazu małzeństw homoseksualnych.
Wraz z wyrokiem Sądu Administracyjnego w Warszawie w sprawie o uznanie przez polski urząd stanu cywilnego małżeństwa homoseksualnego zawartego w innym kraju UE wróciła dyskusja o znaczeniu art. 18 Konstytucji RP dla perspektywy legalizacji małżeństw dla wszystkich w polskiej rzeczywistości prawnej. Od kilku lat narracją obowiązującą na antyliberalnej prawicy jest uznanie zapisu tego artykułu za wykluczający zgodność z konstytucją ewentualnych małżeństw homoseksualnych. Wspomnianym wyrokiem sąd obalił tę hipotezę. Od strony prawnej kwestia ta była dyskutowana wiele razy, wszystkie możliwe argumenty obu stron chyba zostały już podniesione. Oczywiście myślenie ideologiczne przeważa w debacie publicznej nad myśleniem czysto prawniczym – w efekcie nikt nikogo nie przekonał, wszyscy pozostali przy interpretacjach zgodnych z ich światopoglądami. To było do przewidzenia i nowy wyrok Sądu Administracyjnego zapewne nic tutaj także nie zmieni.
Nie będąc prawnikiem, postanowiłem jednak spojrzeć na art. 18 konstytucji od czysto językowej strony i zauważyłem pewien aspekt związany z treścią zapisu, który – o ile wiem – nie był dotąd podniesiony, a ma jednak znaczenie, jeśli chcemy postanowienia konstytucji czytać w sposób precyzyjny od strony językowej.
Art. 18 brzmi dosłownie tak:
„Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.”
Pierwsze dwa słowa program Word od razu zaznacza na zielono, sugerując błąd interpunkcyjny. Word ma ten niepojęty i irytujący zwyczaj uznawać brak przecinka przed słowem „jako” zawsze za błąd interpunkcyjny, co jest oczywiście nonsensem. Ale w tym przypadku jestem Wordowi wdzięczny, bo właśnie dzięki niemu zwróciłem na brak tego przecina w artykule konstytucji baczniejszą uwagę.
Przecinek przed „jako” – wbrew stanowisku Worda – występować nie musi. Ale może. Obie wersje zapisu interpunkcyjnego są możliwe także dlatego, że w obu przypadkach słowo „jako” zyskuje może nie radykalnie inny zakres znaczeniowy, ale jednak (jak czytamy np. tutaj: https://www.ekorekta24.pl/jako-a-przecinek-czy-przed-jako-stawiamy-przecinek/) generuje się „subtelne rozróżnienie znaczeniowe ((…) określone zaledwie odcieniem)”. Otóż w sytuacji, gdy przed „jako” nie ma przecinka, słowo to oznacza występowanie kogoś lub czegoś „w charakterze, w roli” tego, co podano po słowie „jako”. Gdy zaś przecinek przed „jako” zastosujemy, wówczas „chcemy podkreślić, iż wyrażenie wprowadzone po słowie „jako” ma charakter przyczynowo-uzasadniający”.
Co to oznacza w przypadku zdania stanowiącego art. 18 Konstytucji RP? Otóż w sytuacji, gdy nie ma tam przecinka, a więc w sytuacji z która mamy do czynienia, „małżeństwo”, które wraz z „rodziną”, „macierzyństwem” i „rodzicielstwem” „znajduje się pod ochroną i opieką Rzeczpospolitej Polskiej” jest małżeństwem występującym akurat w tym przypadku „w charakterze” „związku kobiety i mężczyzny”. Oznacza to, że gdyby małżeństwo występowało w innym charakterze lub innej roli, to artykuł ten nie stanowiłby dlań gwarancji konstytucyjnie umocowanej „ochrony i opieki Rzeczpospolitej Polskiej”. W żadnym razie nie można jednak z tego zdania wywodzić wniosku, że zdanie owo wyklucza występowanie „małżeństwa” w innym „charakterze” lub w innej „roli”. Przeciwnie, takie doprecyzowanie warunku wystąpienia uprawnienia pokazuje, że autor słów dopuszcza występowanie małżeństwa w innym „charakterze”, tylko nie chce udzielić mu wtedy równych uprawnień. A zatem art. 18 nie może być interpretowany jako zakaz nazywania przez ustawodawcę „małżeństwem” innych zjawisk społecznych.
Co innego, gdyby w art. 18 przed słowem „jako” był przecinek. Wówczas część „jako związek kobiety i mężczyzny” byłaby wtrąceniem do zdania, które stanowiłoby w odniesieniu do słowa „małżeństwo” treść o „charakterze przyczynowo-skutkowym”. Czyli wówczas artykuł w istocie określałby, czym w świetle konstytucji jest „małżeństwo”, a co za tym idzie określałby, że inne zjawiska małżeństwem nie są i być nie mogą. Nazwanie zjawiska „małżeństwem” byłoby bowiem skutkiem przyczyny, jaką stanowiłoby zaistnienie „związku kobiety i mężczyzny”. Narracja prawicy byłaby w efekcie słuszna i trafna.
Rzecz w tym, że tego przecinka tam nie ma. Słowa po „jako” nie mają więc „przyczynowo-skutkowego” związku z kategorią „małżeństwo”, określają tylko i wyłącznie warunek, w zależności od wystąpienia którego małżeństwo cieszy się ochroną i opieką RP na równi z rodziną, macierzyństwem i rodzicielstwem. To z jednej strony logiczne, bo całość zapisu sugeruje, że jest on głównie zorientowany na ochronę i opiekę prokreacyjnych funkcji społecznych i dlatego „małżeństwo” dołączono w jednym zapisie z „macierzyństwem”, „rodzicielstwem” oraz „rodziną”. Skoro taki jest cel zapisu, to te z małżeństw, które są związkami kobiet i mężczyzn, zasługują w istocie na szczególną ochronę, gdyż tylko one są w stanie w sensie biologicznym pełnić samodzielną funkcję prokreacyjną. Z drugiej strony słuszne są sugestie, że zapis taki – skoro nie zakazuje innych małżeństw niż heteroseksualne – to dyskryminuje te inne małżeństwa w zakresie tytułu do opieki i ochrony RP. Ale to niejedyny przejaw dyskryminacji, którą generuje art. 18. Warto zauważyć, że nie obejmuje on także ochroną i opieką RP ojcostwa (!!!), a obejmuje macierzyństwo, co stanowi niewątpliwie dyskryminację z powodu płci.
Rolą ustawodawcy jest więc zapewnić załagodzenie dyskryminującego wymiaru art. 18. Ojcostwo na mocy ustaw powinno być objętą ochroną i opieką RP, podobnie jak wreszcie zalegalizowane małżeństwa homoseksualne.