W maju 2015 roku powstała Nowoczesna (wtedy NowoczesnaPL) jako liberalna alternatywa dla Platformy Obywatelskiej, nadzieja dla wolnościowego elektoratu, który nie chciał głosować na mniejsze zło. Początkowo szło jej nieźle, osiągnęła dobry wynik w wyborach parlamentarnych, a w pewnym momencie stała się partią z szansami na dominację na scenie politycznej. Niestety, niecałe 3 lata później jej historia dobiega końca po zawarciu koalicji z tą właśnie Platformą Obywatelską na warunkach bezwarunkowej kapitulacji. Co poszło nie tak?
31 maja 2015 roku 6 tysięcy osób spotkało się w hali Torwar na spotkaniu założycielskim ruchu Ryszarda Petru. Na scenie politycznej istniała spora próżnia. Liberalny elektorat zniechęcił się całkowicie do PO – wszyscy pamiętali nijaką politykę „ciepłej wody w kranie” zamiast reform, a nieco ponad rok wcześniej właśnie PO skonfiskowała 153 miliardów złotych z OFE. Jednocześnie upadał Twój Ruch Janusza Palikota, jako że lider nie był w stanie się określić czy jest liberałem czy socjaldemokratą. Panowało oczekiwanie, że liberalną partię założy Leszek Balcerowicz, ale zamiast niego zadania się podjął jeden z jego uczniów, czyli właśnie Petru. Na inauguracyjnym spotkaniu przebijało wolnorynkowe nastawienie do gospodarki, przedsiębiorczość i zniesienie finansowania partii z budżetu. Było to na tyle zachęcające, że od Torwaru włączyłem się w budowę Nowoczesnej.
Z czasem program się konkretyzował. Jednym z najważniejszych punktów stało się zniesienie progresji podatkowej. Przebiły się też – nieobecne na Torwarze – dwa światopoglądowe postulaty: związki partnerskie i „Świecka szkoła”. Do wyborów szliśmy z wolnorynkowym programem gospodarczym z lekkimi akcentami światopoglądowymi.
Po wyborach Ryszard Petru spraw światopoglądowych unikał. Ciśnienie w partii jednak było spore, by chociaż sprawą związków partnerskich zająć się z większym zaangażowaniem. Wbrew liderowi część warszawskich struktur Nowoczesnej – z udziałem czworga posłów! – wzięła udział w Paradzie Równości w 2016 roku, niosąc emblematy partii. Rok później udział Nowoczesnej w Paradzie był już oficjalny, a w 2018 roku partia przygotowała dobry projekt ustawy o związkach partnerskich. I byłaby to świetna wiadomość, gdyby nie fakt, że to chyba jedyny przykład, kiedy ewolucja ideowa partii poszła we właściwym kierunku.
Inne postulaty światopoglądowe, choć określane przez ich inicjatorów mianem liberalnych w rzeczywistości kierowały Nowoczesną w stronę lewicy. Choć szczęśliwie na Radzie Krajowej w grudniu 2017 udało się odrzucić pomysł „parytetów” i „suwaków” na listach wyborczych (parytety to zaprzeczenie równości płci – z równością mamy do czynienia wtedy, kiedy płeć NIE JEST kryterium ustalania list), to wiele radykalnych haseł lewicy stawało się oficjalnym stanowiskiem partii. W polityce miejskiej co chwila na zasadzie „wrzutek” pojawiały się propozycje ograniczania ruchu samochodowego i postulaty lewicowych „aktywistów” na planowanie przestrzenne ignorujące interesy właścicieli nieruchomości. Wreszcie wyjątkowym kuriozum okazał się projekt ustawy o tzw. „przemocy ekonomicznej”, za której to nowomową miała się kryć ingerencja w to jak gospodarstwa domowe dzielą między swoich członków swój majątek.
W pewnym momencie sprawy światopoglądowe zupełnie przesłoniły sprawy wolności gospodarczych. Nowoczesna zupełnie zapomniała o postulacie podatku liniowego. Znaczącym krokiem wstecz był program z 2016 roku, w którym postulat ten został rozmyty – pozostał w programie, ale odłożony na czas „po uporządkowaniu finansów publicznych”. Było tam też za wiele innych socjalnych wrzutek jak choćby płacy minimalnej (wprawdzie zregionalizowanej, ale na wysokim poziomie 50% średniego wynagrodzenia w powiecie).
Niesatysfakcjonujące było podejście Nowoczesnej do programu 500+. Elektorat liberalny oczekuje likwidacji tego socjalistycznego rozdawnictwa, tymczasem Nowoczesna kluczyła. W programie z 2016 r. zapisano, że nie będzie likwidowany, a jedynie reformowany. W 2017 r. o likwidacji powiedziała Kamila Gasiuk-Pihowicz, a następnie przedstawiono propozycję zastąpienia go programem Aktywna Rodzina. Później wypowiedzi jednych posłów o likwidacji 500+ natychmiast inni łagodzili.
Choć program z 2016 roku niósł wiele rozczarowań, to były też pozytywy. Bardzo liberalny charakter miał – w założeniu mający być najważniejszym elementem programu – „Dekalog Nowoczesnej”. Podkreślona w nim została ochrona własności prywatnej, wolności osobistych i gospodarczych. Ale z tą ochroną własności Nowoczesna postępowała różnie. Niepotrzebny atak Nowoczesnej na prawo właściciela ogródka do wycinki drzewa kosztował zapewne utratę sporej części poparcia. Ostatecznie – po mojej publicznej krytyce stanowiska Nowoczesnej – projekt ustawy jaki partia zgłosiła był pewnym kompromisem między ochroną przyrody a prawem własności, ale niesmak pozostał. Wolnorynkowy zryw miał miejsce przy okazji akcji „Kupuję kiedy chcę”, gdzie partia słusznie protestowała przeciwko zakazowi handlu w niedziele narzuconemu przez PiS, „Solidarność” i Kościół. I może dałoby się odzyskać poparcie liberałów, gdyby nie polityczna gra, która na zawsze pozbawiła
partię wiarygodności i sensu istnienia.
Wszystkie uwagi programowe są niczym wobec kapitulacji Nowoczesnej (partii, której celem było „kruszyć partyjny beton”) przed PO. Katastrofa ta przebiegła w dwóch etapach. Pierwszym było oddanie walkowerem wyborów w Warszawie. Tu szansa na zwycięstwo była realna, choć wymagała zapewne zamiany mało znanego Pawła Rabieja na bardzo popularną Kamilę Gasiuk-Pihowicz. Ryszard Petru w panice oddał Warszawę PO, gdy jego otoczenie zaczęło zdawać sobie sprawę tuż przed konwencją, że poparcie dla Katarzyny Lubnauer – kontrkandydatki na fotel przewodniczącego partii – rośnie. Stąd decyzja o „wywróceniu stolika”. Paradoksalnie, wszystko wskazuje, że gdyby nie ta ecyzja, to wybory wygrałby Petru. Katarzyna Lubnauer została przewodniczącą w nadziei na odwrócenie tej kapitulacji. Niestety – to drugi etap katastrofy – nie tylko nie dała rady, to jeszcze walkower ten rozszerzyła na inne miasta i sejmiki województw. W czasie negocjacji ze skompromitowaną PO poparcie dla Nowoczesnej drastycznie topniało. Po co komu Nowoczesna jako podróbka PO, w której idee się nie liczą? Tak właśnie upadła Nowoczesna – zabiła ją utrata wiarygodności.
Życie polityczne nie znosi próżni. Elektorat połączonej PO i Nowoczesnej ustabilizuje się na poziomie takim jak miała sama PO, czyli między 15 a 25%. Tymczasem ideowy, wolnościowy elektorat leży odłogiem i jest mniej więcej tam, gdzie był przed powstaniem Nowoczesnej. Jeśli chcemy pokonać PiS to nie da się tego zrobić przyłączając kolejną cegiełkę do bezideowej PO. Musi powstać siła, która PiSowi przeciwstawi idee wolnościowe.