Janusz Korwin-Mikke nie zagraża demokracji. On zagraża otoczeniu. Myślę, że w oczekiwaniu na reakcję właściwych organów można złożyć prostą deklarację: nie chodzę do programów, do których zapraszają JKM, ani ich nie oglądam. Ja przynajmniej mam zamiar się tego trzymać. #mediaWolneOdKorwina
Kiedy składałem doniesienie do prokuratury na Janusza Korwin-Mikkego w związku z zagrożeniem, jakie stwarza dla demokracji w Polsce (nota bene oddalonym), spotkałem się z dość powszechnym potępieniem i drwinami. Przyznaję rację swoim oponentom. Korwin-Mikke nie zagraża demokracji. On zagraża otoczeniu, a prawdopodobnie także samemu sobie.
Po tym, kiedy niesprowokowany uderzył Michała Boniego (co zresztą wcześniej zapowiedział i co wielu jego zwolenników uzna zapewne za godną podziwu konsekwencję), powinny nastąpić dwa równoległe procesy. Pierwszy to reakcja organów ścigania. Trzeba teraz czekać, aż prokuratura zrobi swoje (choć pierwszym odruchem jest: szkoda, że Władek Frasyniuk nie jest europosłem i nie może wpaść gdzieś na korytarzu na Korwina), Parlament Europejski uchyli mu immunitet, Korwin stanie przed sądem. Następnie sąd najpewniej uzna niską szkodliwość czynu (bo obyło się bez większego uszczerbku na zdrowiu, a JKM – zdaje się – nie jest recydywistą). W najlepszym wypadku dostanie wyrok w zawieszeniu, co na dłuższy czas wyeliminowałoby go z czynnej polityki. Ale to bardzo mało prawdopodobne.
Jednak na prokuraturze i sądzie sprawa się nie kończy. Jest jeszcze coś takiego jak kodeks honorowy, na który powołuje się Korwin-Mikke. Jest pewna kategoria ludzi, z którymi nie wchodzi się w publiczne dyskusje, ponieważ tylko się ich uwiarygadnia. Korwin-Mikke jest jednym z nich. Myślę, że w oczekiwaniu na reakcję właściwych organów można złożyć prostą deklarację: nie chodzę do programów, do których zapraszają JKM, ani ich nie oglądam. Ja przynajmniej mam zamiar się tego trzymać. #mediawolneodkorwina
