Media poinformowały, że wkrótce ma ruszyć wielka, finansowana z budżetu państwa billboardowa kampania informacyjna na temat drożejącej w zastraszającym tempie energii. Za ceny prądu zostanie obwiniony Putin, a cała kampania ma być warta 12-14 mln złotych. Nie dziwię się powszechnemu oburzeniu, bo za te środki można by zabezpieczyć węgiel dla mieszkańców niewielkiego miasta. Mnie natomiast oburza coś jeszcze – znowu zostaniemy zalani propagandą w przestrzeni publicznej, przed którą nie jesteśmy w stanie się uchronić. Dziesiątki tysięcy billboardów w całej Polsce tylko czekają na kolejny pomysł rządu lub jakiegoś nawiedzonego milionera, by siać fejki i dezinformacje. Najwyższy czas z tym skończyć.
Polski krajobraz jest w ruinie. Mało kto się nim w ogóle interesuje, a powstające w latach 90-tych jak grzyby po deszczu parki krajobrazowe nie zdołały uchronić krajobrazu przyrodniczego i kulturowego przed nieprawdopodobną wprost dewastacją. Patodeweloperka, osiedla łanowe, architektura pseudodworkowa, rozlewające się miasta i wszędobylska szyldoza, to od dawna wyłącznie polska specjalność. Niemal nikomu to nie przeszkadza, a już najmniej wszystkim polskim rządom po 1989 roku. Walka społeczników i niektórych samorządów o lokalne uchwały krajobrazowe przynosi punktowe efekty (m.in. w Krakowie), ale to tylko kropla w zafajdanym billboardami polskim morzu potrzeb. Polska stała się krajem nieprawdopodobnie brzydkim i tylko osoba zaślepiona opacznie rozumianym patriotyzmem może temu stanowi rzeczy jeszcze zaprzeczać (swoją drogą, prawdziwi patrioci rzeczywiście miłujący swój kraj, powinni grzmieć od dawna o niszczeniu polskiego krajobrazu kulturowego, ale w ogóle tym sobie nie zaprzątają tych swoich turbo-patriotycznych umysłów). No ale skoro za palącą potrzebą zmiany tego stanu rzeczy nie przekonują niemal nikogo względy natury estetycznej czy tożsamościowej, to może przekona inny argument. Billboard stał się bowiem ostatnio nośnikiem dezinformacji i fejku na ogromną, niespotykaną wcześniej skalę.
W ostatnich miesiącach całą Polskę zalały billboardy z treścią zamówioną przez Fundację Kornice. Jak kraj długi i szeroki wszyscy zastanawiali się „gdzie są TE dzieci?”, co jest „misją mężczyzny”, kim jest „Alexandrina de Costa i in.” oraz jak kształtuje się wpływ wspólnej modlitwy małżonków na trwałość ich związku. Co do ostatniego kuriozalnego przykładu (również jeśli chodzi o samą jego formę), to badania „wykonane parę lat temu w USA” zostały prawdopodobnie całkowicie wyssane z palca. Podobnie zresztą jak przywołane w pierwszym przykładzie dane demograficzne, dotyczące ilości przypadającego na parę potomstwa w Polsce w poszczególnych powojennych dekadach. A więc to nie tylko ideologiczna krucjata, ale także skuteczna dezinformacja. No ale cóż z tego – powiecie – przecież w innych środkach masowego przekazu, w tym w mediach publicznych mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem; propaganda jest ostatnio wszechobecna. Tak – drogi czytelniku – lecz kanał w telewizorze możesz zmienić, radio możesz wyłączyć, internetowy portal informacyjny wybrać zgodnie z upodobaniem, nawiedzonych znajomych wyrzuć z Facebooka, ale przed treścią umieszczoną na dziesiątkach tysięcy billboardów nie dasz rady się w Polsce uchronić.
Odpowiedzialni w rządzie za propagandę, spece do PR-u wiedzą to doskonale. Pokazała to dobitnie kampania oczerniająca sędziów, która utrwaliła się w świadomości milionów Polek i Polaków. Czarne billboardy z napisem „Niech zostanie tak jak było…” i różnymi dopiskami np.. „Sąd w Świdnicy wypuścił na wolność pedofila. Po wyjściu z więzienia mężczyzna skrzywdził kolejne dziecko” miały na celu odarcie z godności profesję sędziego i nastawienie opinii publicznej przeciwko władzy sądowniczej. Teraz Polacy dowiedzą się, że za galopujące ceny energii i brak węgla w żadnym stopniu nie jest odpowiedzialny rząd, a wyłącznie wojna w Ukrainie, chociaż powszechnie niemal wiadomo, że prawda jest bardziej złożona (i bardzo nie na rękę rządzącym). Opozycja robi zresztą podobnie – wykrzywiona grymasem wściekłości twarz Jarosława Kaczyńskiego i podpis „PiS wziął miliony a wszystko drożeje”, które pokazały się w ubiegłym roku na ulicach polskich miast, to dokładnie takie samo podejście do dobra publicznego, jakim jest wspólna przestrzeń. Debata publiczna w Polsce legła na dnie i nikt tego zjazdu po równi pochyłej nie próbował zatrzymać. Jesteśmy atakowani na każdym kroku agresywną propagandą podczas jazdy samochodem, w drodze do pracy, na spacerze, czy w czasie zakupów. A może być jeszcze gorzej.
Wyobraźmy sobie, że to nie Mateusz Kłosek, właściciel spółki Eko-Okna, który stworzył Fundację Kornice (tak naprawdę Fundacja „Nasze Dzieci”), tylko inny bajecznie bogaty biznesman postanawia wykorzystać zewnętrzne nośniki reklamowe do promowania własnej wizji świata – np. tego, że szczepionki są narzędziem zaplanowanej eliminacji narodu polskiego, lub że władzę w kraju przejęło tajne sprzysiężenie, które chce zmienić Polskę w Judeopolonię (ewentualnie Ukropol), albo że katastrofa rządowego samolotu to po prostu bezapelacyjnie i definitywnie „był zamach!”. Przykłady teorii spiskowych, które można by wypromować za pomocą dziesiątek tysięcy nośników reklamy zewnętrznej można mnożyć, a nie ma praktycznie żadnego ograniczenia prawnego dla takich działań w przestrzeni publicznej. Wolność słowa i swoboda podejmowania działalności gospodarczej jest tu całkowicie wypaczona i ma charakter ewidentnie antyspołeczny. Powtarzam – przed treścią na billboardach nie jesteśmy w stanie się chronić, a ilość tych nośników w Polsce przeszła już wszelkie wyobrażenia. Właśnie ten efekt skali powoduje, że sytuacja zaczyna być groźna nie tylko dla krajobrazu, ale dla polskiej demokracji.
Przesadzam? No to proszę spojrzeć na okupowaną przez wojska rosyjskie Ukrainę. Pierwszym elementem, jaki pojawił się w przestrzeni ukraińskich miast po aneksji, to prorosyjski propagandowy billboard. Są ich tysiące. Pierwszą rzeczą, jaką robią ukraińscy żołnierze oraz mieszkańcy, po wyzwoleniu tych terytoriów – zaraz po wywieszeniu narodowej flagi – jest zrywanie tych szmat. W Rosji zresztą podobnie – „specjalna operacja” jest wychwalana i promowana na billboardach na każdym niemal kroku, a ogłupionym mieszkańcom jest wtłaczana prostacka propaganda, gdy tylko wyjdą na ulicę. A jak fundamentalne znaczenie ma symbol, przekaz i treść w przestrzeni publicznej pisał przed laty w swoim słynnym eseju „Siła bezsilnych” Václav Havel. Do tego fundamentalnego tekstu sięgnął ostatnio Timothy Snyder w książce „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku”. Amerykański historyk (zafascynowany zresztą Polską) nawołuje w niej do okazywania obywatelskiego sprzeciwu wobec autorytarnej władzy, przestrzega przed jej oznakami i daje konkretne wskazówki. Jedną z nich jest niszczenie w przestrzeni publicznej oznak propagandy, zamalowywanie symboli i walka z dezinformacją. Nośnikiem tej dezinformacji już stały się w Polsce wszechobecne nośniki reklam, billboardy po prostu.
W 2015 roku prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu. – To od nas zależy, czy zostawimy naszym dzieciom ładniejszą Polskę, ładniejsze gminy i miasta, czy uporządkujemy żywiołowo rozwijające się zjawisko powstających wszędzie reklam – mówił w swoim przemówieniu. Ustawa jednak nie narzuciła prawa, które obowiązywałoby w całej Polsce, lecz dała pewne narzędzia samorządom. Niewielu samorządowców z nich korzysta, a ci którzy próbują coś zmienić, napotykają liczne trudności – nie tylko ze strony silnego lobby branży reklamowej, ale również administracji rządowej (w Warszawie wojewoda Radziwiłł skutecznie zablokował wprowadzenie w życie uchwały krajobrazowej). Głównym argumentem za wprowadzeniem mocno już wówczas spóźnionych przepisów porządkujących chaotycznie powstające reklamy, było poczucie elementarnej estetyki. Dzisiaj należy do niego dodać kolejny argument – walkę z fejkami, dezinformacją i narzucaniem określonej ideologii, przed którymi nie ma już jak się w Polsce ukryć. Nie da się bowiem wyłączyć billboardu.
Autor zdjęcia: Patrick Robert Doyle
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl
