Diagnoza polityczna, która doprowadziła Władysława Frasyniuka do zachęcenia, żeby w najbliższych wyborach oddać nieważne głosy jest częściowo prawdziwa. Zupełnie nietrafna jest jednak ocena społeczeństwa – Polacy nie chodzą bowiem na wybory nie dlatego, że nie mają na kogo głosować. Po prostu nie lubią polityki.
Były przewodniczący Partii Demokratycznej w wywiadzie dla środowej „Gazety Wyborczej” mówił: „Marzyłaby mi się akcja, która zwiększa frekwencję w wyborach, ale oddane głosy są nieważne. Byłby to bardziej słyszalny głos społeczeństwa niż niepójście na wybory. „Nie dla słabego państwa Tuska, „nie” dla zaściankowości PiS”. Ocenę klasy politycznej, którą przedstawia Frasyniuk, nie do końca podzielam. Nie przekonuje mnie równanie, z którego wynika, że nasze społeczeństwo otrzymało gorszych polityków niż na to zasługuje. Wręcz przeciwnie, obserwując inne państwa z naszej części Europy, te które dzielą z nami współczesną historię, odnoszę wrażenie, że mamy całkiem dużo politycznego szczęścia.
Słowa Frasyniuka są populizmem – niestety, ponieważ to jeden z niewielu polskich polityków, który potrafi formułować trafne tezy społeczno-polityczne. Najłatwiej to zweryfikować, zadając najprostsze pytania: co właściwie miałoby się w naszej polityce zmienić? Czego konkretnie od niej oczekujemy – nowych partii, odświeżenia programów, zmiany priorytetów? Wydaje mi się, że Władysław Frasyniuk nie potrafiłby jednoznacznie określić tego, jakich zmian oczekuje. Mówienie, że żąda silnego i nowoczesnego państwa to zdecydowanie zbyt mało.
Jest też druga strona medalu – nasi politycy od wielu lat gonią własny ogon, wielkich celów nie widać nawet na horyzoncie, a codzienna jałowość powoduje, że posłów kojarzymy już niemal wyłącznie ze studiami telewizyjnymi. W przypadku Władysława Frasyniuka doszedł do tego także kolejny aspekt: przeszłość, którą łączy z niemal całą sceną polityczną, niektórzy od zawsze byli jego przeciwnikami, inny kiedyś bywali przyjaciółmi. To wszystko powoduje, że można spróbować zrozumieć tak surową ocenę naszej klasy politycznej.
Jednak, gdy Frasyniuk mówi o „słyszalnym głosie społeczeństwa”, całkowicie mija się z rzeczywistością. Powtarza częsty błąd dziennikarzy i polityków, którzy zakładają, że społeczeństwo tworzą osoby wyłącznie takie jak oni, zaczynające dzień lekturą gazet, popołudniu oglądające programy publicystyczne, a wieczorami kłócące się ze znajomymi o preferencje polityczne. Władysław Frasyniuk jest przekonany, że masa krytyczna Polaków żyje polityką i na tej podstawie dochodzi do wniosku, że mogą oni wyrazić swój sprzeciw poprzez oddanie nieważnych głosów.
Tak naprawdę Polacy nie głosują, ponieważ… po prostu nie lubią polityki. Oczywiście – nie wszyscy, są tacy, którzy wiedzą, kto jest ministrem finansów, a nawet przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zdecydowana większość nie ma jednak pojęcia i zupełnie się tym nie interesuje. Część z nich, oczywiście, czasami zagłosuje – jednego namówi żona, drugi ze złości na swojego proboszcza odda głos na Ruch Palikota, a rodzina trzeciego ma złe wspomnienia z Rosjanami, więc skreśli kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Te osoby nie interesują się polityką, głosują ze względu na przeróżne impulsy.
Nawet gdybyśmy dodali wszystkich, którzy odwiedzają gazeta.pl (i liczyli na to, że robią to ze względu na politykę, a nie plotki), czytają „Gazetę Wyborczą” lub „Rzeczpospolitą” (tutaj musielibyśmy trzymać kciuki, że nie zaglądają od razu na strony sportowe) oraz pięć największych tygodników opiniotwórczych, to otrzymalibyśmy mniej więcej siedem milionów osób – oczywiście, nierealnie zakładając przy tym, że nikt z tych grup się nie wyklucza. To mniej więcej 25 procent dorosłych Polaków.
Przytłaczająca większość społeczeństwa nie będzie protestowała przeciwko polskiej klasie politycznej, ponieważ nie ma pojęcia, kto w ogóle ją tworzy. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Wreszcie doszliśmy do momentu w naszej historii, w którym nie każdy musi interesować się polityką – w czasie zaborów, okupacji i komunizmu było nią wszystko, co nas otaczało. Przeświadczenie Władysława Frasyniuka, że da się znaleźć setki tysięcy (miliony?) osób, które wyrażą swój sprzeciw wobec konkretnej konkretnych partii i polityków (a nie wobec polityki jako idei – to byłoby znacznie łatwiejsze) jest nierealne.
Polakom znacznie przyjemniej jest interesować się piłką nożną niż życiem politycznym. Szkoda, ponieważ większe zainteresowanie sprawami społeczno-politycznymi przyniosłoby wszystkim nam wyłącznie korzyści. Jeśli podczas najbliższych wyborów do urn pójdzie jeszcze mniej naszych rodaków niż poprzednio, to nie łudźmy się, że robią to z powodu degrengolady naszej sceny politycznej. Będzie to oznaczało, że po prostu jeszcze mniej Polaków wie, kim dokładnie jest i czym się zajmuje ten Donald Tusk.
Twitter: @jwmrad
