To już dziewiąta edycja Igrzysk Wolności. Czy ktoś pamięta początki?
Czwartego czerwca 2014 roku na drugim piętrze kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 102 w Łodzi, punktualnie o 15:30 rozpoczęła się pierwsza edycja Igrzysk Wolności rozmową z Agnieszką Holland – „Wolna w ramach niewoli, zniewolona wolnością” – prowadzoną przez Asię Łopat, a potem już poszło: dyskusja o tragicznym czwartym czerwca, na placu Tiananmen, dzień później Wiktor Jerofiejew analizował stan duszy rosyjskiej po inwazji na Krym.
Igrzyska trwały wtedy pięć dni, na weekend przenieśliśmy się do Białej Fabryki, czyli Muzeum Włókiennictwa. Plejada międzynarodowych intelektualistów, w większości kontaktów nieocenionego Maćka Nowickiego, który przez lata publikował ich w „Europie” – intelektualnym dodatku do „Dziennika”, ściągnęła na imprezę w gruncie rzeczy klubową i kameralną. Jedna prelekcja czy dyskusja, po niej następna. Na żadnej myślę nie było więcej niż sto osób (a często bywało i mniej), atmosfera była na tyle swobodna, że na koniec pytania do prelegentów padały od tłumaczy, którzy opuścili swoje budki. Nota bene pracują przy Igrzyskach do dziś.
Kiedy wypadał nam jakiś dyskutant – a w większości spotkania toczyły się jeden na jeden (i trwały po dwie godziny!) – trzeba było improwizować. W ten sposób odbył się wspaniały dialog irlandzkiego i ukraińskiego historyka: Brendana Simmsa i Jarosława Hrycaka o przenikających się dwóch Europach.
Większość debat toczyliśmy w cieniu „dziwnej wojny”. Najpierw wspaniały, okupiony ukraińską krwią Majdan i obalenie Janukowycza, a potem putinowski blitzkrieg na Krym. Z Hrycakiem, Riabczukiem, Jerofiejewem i innymi próbowaliśmy tę nową rzeczywistość objąć rozumem. Moment był dramatyczny, mapa Europy zmieniała się pod wpływem agresji, wszyscy czuliśmy, że znany nam świat bezpowrotnie odchodzi w przeszłość.
Wojna, którą w lutym 2022 rozpętał Putin zaczęła się wtedy. Nie była to pierwsza agresja Kremla – wcześniej, skrywając się za olimpiadą w Pekinie, do Gruzji wjechały rosyjskie czołgi (pamiętam jak niewielki odzew zebrała nasza petycja, o wstrzymanie działań wojennych – był sierpień, ludzie mieli inne priorytety). Ale los Ukrainy nieodwołalnie zdecydował się w ciągu kilku miesięcy 2014 roku. Putin zagrał va banque, obawiając się utraty Ukrainy przemocą oderwał jej fragment – ale zamknął sobie drogę do dominacji nad całością, jak wtedy, kiedy rządził swoimi namiestnikami pod kuratelą Janukowycza.
Było to dla nas jasne, nikt z ukraińskich intelektualistów – ani studentów – którzy licznie ściągnęli ich posłuchać – nie miał wątpliwości, że teraz jedyna droga dla Ukrainy prowadzi na Zachód. Odnosząc błyskawiczne zwycięstwo i podbijając nacjonalistycznego bębenka u siebie Putin zamknął drzwi do imperialnej pozycji Rosji i wydatnie pomógł stworzyć nowoczesny polityczny naród ukraiński. Ten sam, który na szaniec rzuca nie kamienie, ale pociski z Himarsów. I – niezgodnie z naszą romantyczną tradycją – przez pryzmat której tak lubimy patrzeć na zrywy naszych „sióstr i braci” – wygrywa.
Tegoroczne Igrzyska są logiczną kontynuacją tamtych. Zmieniło się wszystko i nic. Sześć równoległych scen zamiast jednej, skondensowane do godziny rozmowy, bywa, że na sali głównej przewija się naraz więcej osób niż wcześniej przez całą imprezę. Wciąż pojawiają się świetne nazwiska ze świata, ale wśród przeszło czterystu panelistek i panelistów dominują wschodzące gwiazdy społeczeństwa obywatelskiego, kultury i polityki z młodszych pokoleń.
Kiedy inflacja kryzysów sprawia, że pogrążamy się w poczuciu narastającej niepewności i strachu o przyszłość zamiast rozpaczać spotykamy się, żeby rozmawiać. Bo lęk, nazwany i zrozumiany, nie jest już paraliżującym koszmarem, ale zadaniem – które, jeśli nie zabraknie mądrości i determinacji – daje się rozwiązać.
Do zobaczenia na Igrzyskach Wolności.
Przynieście ze sobą ciekawość. Wynieście nadzieję.
