Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie 2020 r., a obóz PiS uzyskał na ponad 3 lata pełnię władzy. Ma więc potrzebny czas, aby zamknąć system do końca i objąć kontrolą całość życia publicznego w Polsce. Jarosław Kaczyński może teraz, jeśli zechce, wprowadzić w naszym kraju rządy dyktatorskie. Może nie zechce. To pokażą najbliższe lata, ale ma po temu już wszystkie narzędzia. Może przejąć kontrolę nad krytycznymi wobec władzy, prywatnymi mediami (to politycy PiS zapowiedzieli już chwile po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów). Może ostatecznie spacyfikować sędziów sądów powszechnych. Poddać kontroli organizacje pozarządowe i rozbić niezależne ruchy obywatelskie. Zmusić małe i średnie firmy do spolegliwej postawy wobec władzy. A nawet umieścić przeciwników politycznych w areszcie pod byle pretekstem. Przy tym on i jego ludzie nie będą mogli zostać w tych latach pociągnięci do żadnej odpowiedzialności za cokolwiek, zatem nadużycia władzy stały się legalne. Po prostu nie ma żadnych środków, aby wobec Kaczyńskiego i jego współpracowników wytaczać jakiekolwiek postępowania.
To były kluczowe wybory w dziejach Polski. Polki i Polacy, po 5 latach rządów PiS, mając pełną świadomość stylu rządzenia i celów tej władzy, poparli odnowienie wszystkich jej mandatów. Można załamywać ręce na tymi decyzjami naszych współobywatelek i współobywateli. Jako publicysta, który z przyczyn czysto filozoficznych jest dość sceptyczny wobec efektów demokracji, mógłbym tutaj ciskać gromy i obelgi. Nie mam jednak takiego zamiaru, wolę tym razem przyjąć postawę właściwą demokracie. Być może to moja ostatnia okazja.
Nie mam za grosz zrozumienia czy sympatii wobec liderów PiS za to, co zrobili z Polską. Jednak inaczej podchodzę do ich wyborców. W tym przełomowym momencie w historii Polski, w którym mam przeczucie, że wszystko, co sobie dla Polski wymarzyłem, zostało ostatecznie stracone, chcę wam powiedzieć, że was rozumiem. Rozumiem wasze powody, dla których podjęliście decyzje, które mi jawią się jako dramatycznie złe.
Zawsze podporządkowywałem wszystkie moje komentarze, pomysły czy polityczne wybory celowi poszerzania zakresu wolności każdej Polki i każdego Polaka. Była to dla mnie idea podstawowa i długo – błędnie – żyłem w przeświadczeniu, że każdy chce być przede wszystkim wolny, mieć pełną kontrolę nad swoją drogą życia, mieć możliwość działać w sposób wolny od dyktatu, presji lub cenzury. Ale tak nie jest. Owszem, nikt nie chce żyć też w niewoli, ale sama wolność jako taka jest dla wielu z was sprawą trzeciorzędną. Przede wszystkim chcecie być zaopiekowani, a liderów państwa nie widzicie w roli służebnych urzędników, tylko w roli opiekunów, patronów i przewodników. Mówicie bowiem, po co nam wolność, jeśli obawiamy się o domowe finanse, jeśli czujemy się niedowartościowani, jeśli się boimy o bezpieczeństwo?
Żałuję, że żadna z demokratycznych sił politycznych nie potrafiła stworzyć dla was wiarygodnego programu bezpieczeństwa socjalnego i przekonać, że kluczem są tutaj trwałe i wysokiej jakości usługi publiczne, a nie rozdawana gotówka. Szkoda, że do 2015 r. nie udało się – nawet po wejściu do UE – skupić na budowie sprawnego państwa, które potrafiłoby zdobyć zaufanie obywatela, że nie będzie on pozostawiony sam w potrzebie. Takiego państwa nadal i teraz nie mamy, ale hojne i opiewane gromką propagandą telewizyjną świadczenia społeczne służą jako erzac takiego państwa. Wielu z was uzyskało spokój o byt dzięki tej polityce. Nie mogę mieć wam za złe, że popieracie jej autorów. Rozumiem was. Sam nigdy nie byłem w trudnej sytuacji finansowej, więc mi ta polityka nie była potrzebna, ale was rozumiem.
Tak samo żałuję, że demokratyczne siły polityczne nie skupiły się na tym, aby skutecznie zakomunikować wam, że jesteście autorami sukcesów Polski po 1989 r., że demokratyczne, nowoczesne, europejskie państwo, jakie stworzyliśmy, to wasze dzieło. Nie elit, które ze styropianu solidarnościowych protestów podniosły się ku salonom władzy, tylko wasze. Wszystkich ciężko pracujących, utrzymujących rodziny, budujących małe ojczyzny. Żałuję, że nie wywołaliśmy dumy z III RP, która byłaby waszą dumą osobistą. Że nie powstała wizja państwa obywateli, z którą byście mogli się utożsamić. Cały świat padał na kolana w podziwie dla naszych matek i ojców, którzy szarpnęli nieprzychylną historię za chabety wielomilionowym ruchem Solidarności i pokojowo obalili – owszem nie sami, bo z pomocą Reagana i papieża, a pewnie i dzięki pierestrojkowej odwilży w Moskwie – komunizm w Europie. To powinno być dla nas na pokolenia źródłem wielkiej dumy narodowej. A stało się źródłem frustracji, podziałów, a nawet nienawiści. III RP nie zaopiekowała się własną legendą i was straciła. W pewnej chwili poczuliście się pogardzani, zmarginalizowani, skrzywdzeni. Sporo w tych odczuciach racji. Niestety te resentymenty zagospodarował ktoś, kto nie chciał demokratycznej Polski reformować, tylko ją znieść. Ale to nie wasza wina. Was rozumiem. Sam nie miałem takich odczuć. Jako syn dwojga członków pierwszej Solidarności, w tym dodatkowo ojca, który brał udział w antyreżimowych zamieszkach Grudnia 70, byłem od dziecka uczestnikiem dumy z powstania III RP, a potem moje indywidualne osiągnięcia życiowe dawały mi raz po raz powody do satysfakcji. Nie potrzebowałem, aby dumę w postaci przynależności do wspólnoty narodowej dawali mi politycy, aby ją dla mnie wygenerowali potęgując nacjonalizm i mówiąc mi, że jestem świetny, bo jestem potomkiem np. żołnierzy wyklętych. Ale wy potrzebowaliście dowartościowania, a nikt przedtem nie odpowiedział na te potrzeby.
Żałuję też, że demokratyczne siły nie dały rady was przekonać, że zadbały o bezpieczeństwo Polski i jej kluczem jest nie tylko formalna obecność w NATO i Unii Europejskiej – słowem w zachodniej wspólnocie – ale także serdeczne i bliskie relacje z krajami zachodniej Europy. Bardzo łatwo jest w was wzbudzić strach, spójrzcie prawdzie w oczy. Obawiacie się ludzi o innym pochodzeniu etnicznym, o nietypowej orientacji seksualnej, preferujących inny niż standardowy, tradycyjny styl życia, nie lubicie wielu różnych narodów europejskich i nie ufacie im. Reagujecie na takich różnych „obcych” często agresją, ale dlatego, że autentycznie wierzycie, że tak bronicie swoich bliskich i wasze wartości, którym inaczej może stać się wielka krzywda. Rozumiem was. Ja od najmłodszych lat mogłem, dzięki moim rodzicom, jeździć po świecie i spędzać czas w środowisku wielokulturowym, jeszcze w latach 90-tych, gdy nie było to nazbyt powszechne. Przyznam, że wtedy wiele rzeczy mnie tam potrafiło zdumieć, ale miałem całe lata, aby się oswoić. Od was oczekuje się tego nagle, natychmiast, bez żadnego przygotowania. To nie jest łatwe, bo burzy ustaloną wizję najbliższego świata. Od tej strony nie byliście przygotowani na wejście do UE i na otwarcie granic, zwłaszcza na upodobnienie się do zachodniej Europy. Wasze obawy cynicznie potęgują upolitycznione media, jedyne jakie do was docierają. Rozumiem wasze położenie.
Nie jestem od was ani lepszy, ani mądrzejszy. Gdyby moja osobista historia życiowa inaczej się potoczyła, byłbym jednym z was. Tak samo czytałbym zagrożenia, miał takie same potrzeby. Głosował jak wy zapewne. Potoczyła się jednak tak i teraz, gdy wy świętujecie sukces waszego kandydata, jest moja kolej, aby się bać o przyszłość. Być może będzie to dla was satysfakcją? Odczuwanie schadenfreude też rozumiem, jesteśmy przecież tylko ludźmi.
W skali świata demokracja i wolność się cofają, zanikają. A może to nieprecyzyjnie powiedziane? Może raczej demokracja zrzuca z siebie te ograniczenia, które miały dawniej chronić wolność przed gniewem większości? Może to triumf demokracji czystej, gdzie wola ludzi jest wyżej od reguł wspólnego życia różnych ludzi obok siebie? Polska należy do państw, które mocno wpisują się w ten trend. Musicie wiedzieć, że w najbliższych latach ceną za wasze bezpieczeństwo socjalne, wasze poczucie dumy z przynależności do narodowej wspólnoty i za wasz spokój przed obcym zagrożeniem może być to, że ktoś zostanie ukarany lub skrzywdzony tylko dlatego, że publicznie wyraża się źle o rządzie. Czy będziecie potrafić dostrzec tą krzywdę? Uznać jej istnienie w ogóle?
Prawda jest taka, drogie współobywatelki i drodzy współobywatele, że wygraliście. 30-31 lat III RP, które wy wspominacie źle, a ja jako piękny czas kształtujący dla mojego pokolenia, kończą się. Wchodzimy w nieznane, w nową epokę. Wraz ze sporą częścią świata zresztą. Kupiliście taką wizję Polski i ona należy teraz do was. To jest teraz już tylko wasza Polska. Nie wiem, czy okaże się waszą Polską marzeń – daj wam Boże uniknąć gorzkich rozczarowań.
Ale nie możecie jej już się wyrzec. To wasz wybór, wasz kraj, wasza Polska. Jeśli stanie się komuś krzywda, to część odpowiedzialności spadnie na was. Niestety, takie są w świecie ludzi dorosłych konsekwencje podejmowania wolnych wyborów. W demokracji czasem to pomijamy, bo nikt przykrego słowa pod adresem wyborców nie chce powiedzieć. Ale ja nie mam z tym problemu. Odpowiedzialność za dalszy ciąg spada też na was. Daliście Kaczyńskiemu carte blanche i teraz jego czyny obarczą wasze sumienia. Rozumiem was.
Ja mogę werdykt większości tylko uszanować. To moja powinność, bo chyba jednak jestem (z pewnymi zastrzeżeniami) demokratą. Ponieważ w moim przekonaniu nie były to tylko jedne, „normalne” wybory, po których przyjdą kolejne i wszystko będzie można łatwo odwrócić, a był to punkt zwrotny dla przyszłości Polski na wiele, wiele lat, to i konsekwencje są bardziej doniosłe. Polska jest wasza, nie moja. Nie mam zamiaru się z niej wynosić, bo nie mogę tego zrobić w obecnej sytuacji życiowej (poza tym nie mam skłonności do aktów histerii, to dość dziecinne chcieć co rusz emigrować). Planuję żyć na marginesie tego nowego autorytarnego państwa, jeśli moje obawy się spełnią i takie teraz tutaj powstanie.
Życzę wam powodzenia. Obyście nie żałowali swoich wyborów, oby nowa Polska spełniła pokładane w niej wasze oczekiwania. Nie życzę wam źle. Bierzcie stery.
