Jesteśmy już za półmetkiem II tury wyborów prezydenckich. Który z kandydatów lepiej wykorzystał ten czas? Zdecydowanie Rafał Trzaskowski. Od niedzieli zdarzyły się bowiem trzy rzeczy, które go wzmocniły.
Po pierwsze, de facto otrzymał poparcie Szymona Hołowni, choć nie wprost i bez specjalnego entuzjazmu ze strony byłego dziennikarza. To najważniejszy news po 28 czerwca, bowiem wyborców Hołowni było najwięcej przy urnach wyborczych, wśród elektoratów tych kandydatów, którzy już odpadli.
Po drugie, media obiegła informacja, która powoli zaczyna docierać do większości wyborców, że Andrzej Duda w marcu bieżącego roku ułaskawił pedofila. I choć stało się to na wniosek ofiary, a ułaskawienie nie polegało na wyciągnięciu go z więzienia, to jest to tak prosta, a zarazem bulwersująca sprawa, że obecny prezydent na pewno na niej stracił (wrócę jeszcze do tego tematu).
Jest wreszcie trzeci czynnik, który działał na korzyść prezydenta Warszawy, a mianowicie ucieczka Dudy przed debatą z udziałem dziennikarzy TVN, Onet i WP.PL. Choć postąpił roztropnie, bo wiele mógł w czasie tego spotkania stracić, to na pewno odmowa udziału kosztowała go ileś tysięcy głosów. Ile dokładnie, nie wiemy, ale mamy do dyspozycji badania, które pokazują, że większość wyborców uznała decyzję Dudy za błąd.
Znamy także sondaże, które pokazują jaki procent wyborców kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze, zagłosuje na Trzaskowskiego i Dudę w drugiej turze. Do badania Kantaru chętnie dodam swoje intuicje. I wychodzi mi, że:
80-90% elektoratu Hołowni zagłosuje na Trzaskowskiego, reszta na Dudę
40-50% elektoratu Bosaka na Dudę, 25-35 na Trzaskowskiego, reszta zostanie w domu
80-90% elektoratu Kosiniaka-Kamysza na Trzaskowskiego, reszta na Dudę
80% elektoratu Biedronia na Trzaskowskiego, reszta na Dudę
Elektoraty pozostałych kandydatów niejako się znoszą: wyborcy Jakubiaka, Piotrowskiego zagłosują pewnie na Dudę, Witkowskiego i Tanajno na Trzaskowskiego, a Żółtka podzielą się po równo (wszystkich tych wyborców było mniej, niż 1% wszystkich głosujących, zatem w sumie to bez znaczenia).
Podsumujmy zatem. Do 8.5 mln głosów Dudy dojdzie (będę pisał w przybliżeniu) ok. 500-600 tysięcy wyborców Bosaka, ok. 300-400 tysięcy wyborców Hołowni, ok. 50 tysięcy wyborców Kosiniaka-Kamysza, ok. 50 tysięcy wyborców Biedronia. Wychodzi około 9.5 mln głosów. Do prawie 6 milionów głosów Trzaskowskiego dojdzie ok. 2.3 mln wyborców Hołowni, ok. 300 tysięcy wyborców Bosaka, ok. 400 tysięcy wyborców Kosiniaka-Kamysza i ok. 300 tysięcy wyborców Biedronia. Razem wychodzi prawie 9.5 mln głosów.
Różnica minimalna, a i tak trudna do przewidzenie, bo nikt tak naprawdę nie wie, jak zachowają się poszczególne elektoraty (moje szacunki to grube przybliżenia i ekstrapolacje). Kto zatem rozstrzygnie o ostatecznej wygranej? Odpowiedź jest jasna – Ci, których nie było w lokalach 28 czerwca, ale pojawią się w nich 12 lipca.
Wiele miesięcy temu pisałem w Rzeczpospolitej, że zawsze, z wyjątkiem 1990 roku, w drugiej turze pojawiało się przy urnach wyborczych więcej ludzi, niż w pierwszej turze. Pięć lat temu było ich….dwa miliony. I to właśnie oni zdecydują, kto będzie głową naszego państwa w latach 2020-2025. Kim są ci ludzie? Według sondażu Ibris aż 79% w nich chce głosować na Dudę, a tylko 21% na Trzaskowskiego. I tu zaczynają się schody dla tego drugiego.
Bo jeśli ktoś decyduje się na udział dopiero w drugiej turze, to jest raczej osobą mało interesującą się polityką, potrzebującą dużych emocji, żeby wziąć udział w akcie wyborczym oraz…ciężko sobie radzącą w sytuacji dużego wyboru. Nasze mózgi nie lubią nadmiaru wyboru i wolą, gdy jest on ograniczony (zainteresowanym tematem polecam dobrą książkę Barry’ego Schwartza „Paradoks wyboru. Dlaczego więcej oznacza mniej”). Z tego opisu socjologiczno-neuropolitycznego wynika, że są to raczej wyborcy Dudy, a nie Trzaskowskiego. Dlatego, jeśli nic się nie stanie, to właśnie oni wybiorą nam tego pierwszego na prezydenta już 12 lipca.
Czy Trzaskowski może coś zrobić? Tak. I tu wracamy do sprawy ułaskawienia pedofila. Bo dla tego właśnie elektoratu akurat ta sprawa może być kluczowa i to wcale nie z korzyścią dla Dudy. Po pierwsze, może tych, którzy już zdecydowali, że oddadzą głos na kandydata PiS, odstręczyć od udziału w głosowaniu. Nie, nie przerzucą swojej sympatii na Trzaskowskiego, ale po prostu zostaną w domu. Dla tych zaś, którzy się nadal wahają, ukazanie obecnego prezydenta jako „obrońcy pedofilów” może być decydujące w akcie zagłosowania na Trzaskowskiego. To kluczowa zatem kwestia – bo jest prosta, do opowiedzenia w 30 sekund w windzie czy w sklepie, bulwersująca oraz….pokazująca Dudę w zupełnie innym świetle, niż chciałby być widzianym. Wciąż przecież mówił o obronie polskich rodzin, a w obliczu tych rewelacji jawić się może jako ktoś, kto im zagraża, poprzez pobłażliwość wobec pedofila.
Podsumowując: jeśli do wyborów 12 lipca poszliby tylko ci, którzy głosowali przed tygodniem, bardzo trudno byłoby wskazać zwycięzcę, bowiem elektoraty tych kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze, praktycznie sprawiłyby, że wynik będzie 50 do 50. Jeśli jednak pojawią się nowi wyborcy, to zagłosują oni raczej na Dudę, niż na Trzaskowskiego. Jedyną szansą dla tego drugiego (jeśli nie ma w zapasie innych bomb) jest ciągnięcie tematu ułaskawienia pedofila.
Najlepszą okazją dotarcia do tych nowych wyborców z tym właśnie tematem, jest poniedziałkowa debata w TVP. Jest ona oczywiście pułapką zastawioną na kandydata Koalicji Obywatelskiej przez Dudę i Kurskiego, ale nawet z najbardziej zdradzieckich zasadzek można wyjść, jeśli ma się przemyślaną strategię i determinację. Można ową debatę maksymalnie wykorzystać do przekazania milionom widzów TVP, i nie tylko, przykrej dla Dudy sprawy ułaskawienia pedofila. Bez przekonania do siebie części nowych wyborców (którzy nie głosowali 28 czerwca, ale będą głosować 12 lipca) oraz bez zniechęcenia części z nich do poparcia Dudy, Trzaskowski walkę o prezydenturę przegra.