Obecne czasy są bezwzględnie najlepszymi w historii. Od dłuższego czasu szybko się rozwijamy i nawet czkawka kryzysu finansowego jest tylko potknięciem. Nie licząc krajów, którym zachciało się socjalizmu (Wenezuela, Grecja) wszędzie żyje się lepiej niż dekadę czy dwie temu. Oczywiście owoce postępu nie rozłożyły się równo – nigdy tak się nie dzieje i raczej nawet nie powinno. Jednak żadna z grup społecznych nie straciła. Za to najbiedniejsi tego świata bogacą się w błyskawicznym tempie. Kiedyś lewica walczyła z biedą. Dziś pod (podobno) neoliberalnym reżimem bieda znika w tempie najszybszym od XIX wieku. Dlatego lewica o biedzie już nie mówi – pojawiło się promowane pojęcie nierówności, które w przeciwieństwie do biedy w niektórych miejscach (choć nie w Polsce) rosną. Zaś do ich utopijnego usunięcia lewica ma powód do życia. Albo, patrząc na jej obecne poparcie, do wegetacji.
Sprowadzanie zwycięstwa populistów do kwestii gospodarczych jest zupełnym nieporozumieniem. Gdyby było tak jak twierdzą lewicowcy – to oni jako populiści byli by dziś u władzy, a walczą o życie. Prawicowi populiści o rozdawnictwie mówią mało. Trump zapowiadał obniżenie podatków dla najbogatszych i głosowali na niego średnio bogatsi niż na Clinton. Elektorat PiS to też nie biedota. Mrzonki o ekonomicznym podłożu prawicowego populizmu zasługują co najwyżej na uśmiech politowania.
W mojej ocenie sprawa wygląda wręcz odwrotnie. Zarówno populiści jaki i ich przeciwnicy nie skupiają się już na wielkich wyzwaniach i doniosłych celach. Ci piersi zbierają grupki sfrustrowanych – często drugorzędnymi problemami. Skutecznie włączają ich w swoje szeregi, a każdy jest zachwycony, że zajęto się jego problemem. I idzie w marszu ramię w ramię z osobą, której by w życiu ręki nie podał. Dlatego, że mamy najniższe w historii bezrobocie, rosnącą gospodarkę i dobrobyt, kampania wyborcza może rozgrywać się wokół tematów takich jak:
– kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich – problem dotyczący małej grupy bogatych ludzi
– umowy cywilno-prawne – problem dotyczący kilku procent rynku pracy, z czego część je zawierająca (w tym ja) jest z tego bardzo zadowolona
– wieku w jakim się posyła dzieci do szkół
Problemy pierwszego świata.
A do tego dochodzi upodmiotowienie grup takich jak ofiary broni elektromagnetycznej, antyszczepionkowcy, chemitrialsi, kreacjoniści, fanatycy religijni, czy stworzeni przez PiS wyznawcy zamachu smoleńskiego i kto jeszcze popadnie. Jeśli poważne potraktowanie przez kogoś mojego dziwactwa jest wystarczającym powodem bym oddał mu swoje poparcie – to oznacza, że naprawdę nie mam w życiu poważniejszych problemów. A kiedy dokleimy do tego grupę ksenofobów, bigotów i mizoginów, którzy w końcu mogą z podniesioną głową wygłaszać swoje poglądy, z którymi dotąd musieli się wstydliwie ukrywać, to tworzymy wystarczającą masę krytyczną by zapewnić sobie wyborcze zwycięstwo. Dokładnie ten sam efekt zadziałał w USA, kiedy okazało się, ze dzięki Trumpowi można teraz z otwartą przyłbicą wyrażać nienawiść do imigrantów z południa, czy pogardę dla kobiet (i przy okazji chęć łapania ich za miejsca intymne). Ośmielenie ekstremy to chwyt za który zapłacimy poważną cenę – co widać już po aroganckiej bucie rozpanoszonych brunatnych organizacji.
Sukcesy prawicowych populistów to nie wynik wielkich problemów społecznych, tylko ich braku. To wynik znudzenia i braku wizji kierunku w jakim mamy zmierzać. To jest grzech główny przegrywających elit. Nie ma planów porównywalnych do lądowania na księżycu, nie ma potężnego wroga wolnego świata. Elity same zabiły większe wizje i zamieniły rządzenie w administrowanie. U nas nazywało się to ciepłą wodą w kranie, która wyparła plany wprowadzenia Euro. Pozostał marazm i niemoc. A w takiej sytuacji gotowi jesteśmy zagłosować na kandydata choćby dla tego, ze ma takie samo hobby jak my.
Co gorsza nie widać łatwego wyjścia z tej sytuacji. Tematy takie jak walka z ociepleniem klimatu wyraźnie zaś nie chwyciły – zapewne są zbyt abstrakcyjne i mało mierzalne. Człowieka na księżycu zobaczyć się da, ale zmierzyć średnich temperatur w ogródku – nie bardzo. Kolonizację Marsa zaś przejął sektor prywatny. Wygląda na to, że zmiana sytuacji nastąpi dopiero kiedy pojawią się realne problemy – które prawicowy populizm może na nas szybko sprowadzić. U nas będzie to zapewne efekt demograficznej zapaści i załamania systemu emerytalnego, który PiS przybliża. Pytanie czy znajdzie się wtedy kolejny Balcerowicz by nas z tego bagna wyciągnąć. A jakie kłopoty przyniesie nam prezydentura Trumpa przekonamy się pewnie szybciej niżbyśmy chcieli.