Czasy Kaczyńskich I Tusków mijają bezpowrotnie. Część wyborców opozycji chyba jednak nie do końca chce to zrozumieć.
W liberalnej bańce coraz głośniejsze są pomruki wzywające Donalda Tuska do jak najszybszej deklaracji startu w wyborach prezydenckich. Odezwy wystosowali między innymi agitatorzy polityczni (liberalny odpowiednik Ziemkiewicza i Karnowskich, Tomasz Lis), dziennikarze liberalni (Jarosław Kurski) i ludzie nauki (Profesor Sadurski).
Jest taki ciekawy urywek TVN-owskiego reportażu, którego celem było zgłębienie preferencji wyborczych mieszkańców Podkarpacia. Starszy Pan tłumaczył, że Tusk jest winny wszystkiemu. Postawił diagnozę, że były premier budował orliki bo chciał w ten sposób odciągnąć młodych od chodzenia do kościoła. Teza śmiała, na której trop do tej pory nie wpadła rządowa telewizja.
To pokazuje jednak jedno: Tusk jest znienawidzony przez bardzo dużą część społeczeństwa. Mniejsza w tej chwili o przyczyny tej nienawiści, wśród której będą realne błędy byłego premiera czy szczujnia rządowej tv i przeciwników politycznych (przypadek dziadka z Wehrmachtu).
Tusk ma ogromny negatywny elektorat, co pokazywał między innymi sondaż przeprowadzony niedawno dla OKO.press. Co za tym idzie, ma też zdolność do mobilizacji elektoratu mu przeciwnego. Dlatego uważam, że jego start w wyborach prezydenckich byłby katastrofą dla obozu anty-PiS.
Donald Tusk miał już w przeszłości swoją prezydencką szansę i przegrał ze ŚP Lechem Kaczyńskim, uznawanym przez wielu za jednego z najsłabszych prezydentów III RP. Jest to kolejny powód, dla którego powtórnej szansy nie powinien dostać.
Start Tuska to również pytanie o to, jakiego kształtu sporu politycznego chcemy. Jego wybór na kandydata opozycji oznaczałby utrwalenie podziału Kaczyński-Tusk, powielanie starych konfliktów, którymi tak wielu jest już zmęczonych. Wciąż jednak wielu jest takich, którzy chcieliby powrotu starej Platformy, aby było jak dawniej przed PiS-em. To już mrzonka.
Większość głosów mówi jednak o nowym otwarciu, świeżej krwi, nowych ideach. Donald Tusk jest ich zaprzeczeniem i nie zmienią tego jedna czy dwie gładkie mowy na warszawskich i poznańskich uniwersytetach. Niedawno trafnie jego działalność podsumowali Aleksander Smolar i Sławomir Sierakowski przypominając, że przez długie lata Tusk był bezideowy, wycinał ambitnych, nie dbał ani o zaplecze polityczne ani ideowe. Konsekwencje mamy właśnie teraz.
Osobiście uważam, że sto razy lepszym od Tuska kandydatem byłaby np. prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. W przeciwieństwie do Tuska polityczna, ale jednak na kontrze do PO, młoda, nieumoczona w ogólnopolskiej polityce, a w przeciwieństwie do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – potrafiąca debatować i prezentować polityczny pazur.
To, że czasy Tusków i Kaczyńskich mijają widać po nich samych. Prezes namaszczał w kampanii Mateusza Morawieckiego, a DT podobno do startu zachęca Kosiniaka Kamysza. Dajcie więc prezydentowi UE spokój .
Photo: Flickr