Profesorowi Szymonowi Malinowskiemu – fizykowi atmosfery, współautorowi tomu „Nauka o klimacie”, wziętemu komentatorowi kwestii eko – zawdzięczamy wyartykułowanie prostej i ważnej prawdy: tej, że w kwestiach klimatycznych „można panikować”. Taki był też tytuł filmu dokumentalnego w reżyserii Jonathana L. Ramseya z Malinowskim w roli głównej. Wydana niedawno książeczka „Kryzys klimatyczny. Co Ty możesz zrobić, aby mu zaradzić?” to zapis trzech rozmów obu panów, w której Ramsey pełni rolę advocatus diaboli, a Malinowski cierpliwie odpowiada, tłumaczy, wyjaśnia.
O czym to rozmowy? Ano o gazach cieplarnianych, podatkach, transporcie, plastiku, inicjatywach obywatelskich, recyclingu, populacji, głosowaniu, weganizmie i wielu innych kwestiach w ten czy inny sposób związanych z tytułowych kryzysem klimatycznym. Łącząca je rama to rola i miejsce zwykłych obywatelek i obywateli w uniknięciu czarnego scenariusza klimatycznej katastrofy. Malinowski nie wpisuje się w pokutującą wciąż nawet w cennych publikacjachfałszywą dychotomię między rozwiązaniami systemowymi a działaniami indywidualnymi – według niego (jak i według niżej podpisanego) te pierwsze są niezbędne, ale te drugie też mają rolę do odegrania. Zamiast biernie czekać na odgórne zmiany, już teraz każda i każdy z nas może zacząć działać oddolnie, zarówno na własną rękę, jak i wspólnie z innymi. Malinowski nie dość jasno jednak wyłuszcza tezę stojącą za jego poradami dla czytelniczek i czytelników: otóż osobiste decyzje i działania w codziennym życiu są ważne nie tylko dzięki zaoszczędzonym przez nas surowcom czy energii, ale także – a może przede wszystkim – dzięki wpływowi na nasze najbliższe otoczenie społeczne, odbijając się echem szerzej i dalej, niż mogłoby się to niektórym wydawać.
Malinowski rozprawia się z technooptymizmem i obsesją na punkcie wzrostu: funkcjonujemy w żywym łańcuchu, którego nie da się zastąpić technologią (przynajmniej w krótkim czasie), a poprawa poziomu życia dokonuje się kosztem rozrywania najważniejszych więzi tworzących przyrodę, od której zależy nasze istnienie. Technologia służy często jako wymówka, by nie robić nic w oczekiwaniu na technologiczne właśnie zbawienie. Tymczasem cywilizacja konsumpcyjna maskuje swoje mroczne oblicze tak skutecznie, że nie dostrzegamy konsekwencji naszych decyzji. A te są kluczowe: ludzkość stała się w systemie klimatycznym graczem silniejszym niż aktywność Słońca, zmiany orbity Ziemi, emisje wulkaniczne. „Jedno jest pewne”, stwierdza Malinowski: „klimat na Ziemi w przyszłości zależy od naszych dzisiejszych zachowań.”
Jakich zachowań? Malinowski opowiada o naszych wyborach dotyczących metod transportu, instalacji grzewczych, zieleni w otoczeniu, zużycia wody i prądu, środków czystości, generowania odpadów, oraz o innych codziennych decyzjach, działaniach, sprawunkach. Namawia do spojrzenia na świat bardziej wnikliwie: od uświadomienia sobie, że wiele z tych krajobrazów, które wydają nam się „naturalne”, jest w całości wytworem człowieka, przez zrozumienie, że nie tylko przepracowujemy się po to, by zarobić na rzeczy, które nie są nam tak naprawdę potrzebne, ale i straciliśmy umiejętność właściwego wypoczynku, po pogodzenie się z faktem, że powrotu do planety sprzed kilkuset lat już nie ma i jedyna możliwość – obok katastrofy – przed jaką stoimy, to „w miarę komfortowe” warunki klimatyczne i korzystanie z przyrody „w takim zakresie w jakim ona może się odradzać”. Problemem według Malinowskiego są nie tyle ludzie bogaci, ile ludzie bogaci i zarazem nieuczciwi, których społeczeństwo powinno „zdyskredytować” – ale także zwykli zjadacze chleba, którzy czasem, pomimo możliwości, są zbyt leniwi, by dokonać zmian (nawet tych na lepsze). Luksusów i rozrywek nie należy wszakże zakazywać; wystarczy, jeśli będziemy płacić za nie rzeczywistą cenę, uwzględniającą ich koszta zewnętrzne (nota bene, czy na jednej planecie jakikolwiek koszt może być prawdziwie „zewnętrzny”?). „Wolność każdego z nas, na ograniczonej planecie, kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność następnej osoby”, konstatuje Malinowski.
Sporo tu dobrego, ale też niejeden z tych i innych prezentowanych w książce poglądów i postulatów spotka się zapewne z krytyką, i to z różnych stron. Ja skupię się na trzech kwestiach.
Nie tylko dzięki objętości (tekst główny liczy stron sto) książkę czyta się szybko i lekko: zastosowana formuła rozmowy pozwala zgrabnie zaliczać kolejne pytania i odpowiedzi. Prowadzi to jednak do prześlizgiwania się po ważnych kwestiach.
Rozmawiając o populacji, Malinowski wskazuje, że niełatwo powiedzieć, co to znaczy „zbyt dużo ludzi”, ale zaraz z niejaką dezynwolturą stwierdza, że „już teraz są na świecie tak przeludnione miejsca, w których nie chciałbyś mieszkać, na przykład wielkie miasta w Chinach”. Jako ktoś, kto od lat mieszka w kilkunastomilionowym Kantonie i odwiedził wszystkie największe miasta Chin (oraz wiele mniejszych), pytam: Czy metropolie z dobrym transportem publicznym i wszechobecnymi bezpłatnymi toaletami, o niskim poziomie przestępczości i solidnym zarządzaniu odpadami, gdzie osiedla zadbanych kilkudziesięciopiętrowych apartamentowców stopniowo wypierają starsze ponure blokowiska, oraz w których dostępne są wszelkie możliwe usługi publiczne i prywatne oraz produkty na absolutnie każdą kieszeń, można nazwać „przeludnionymi”, choćby liczyły po kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt milionów mieszkańców? Przy dużo, dużo mniejszym zaludnieniu Ziemi można by sobie wyobrazić świat, gdzie mieszkamy sobie wszyscy w ładnych domkach pod lasem nieopodal uroczych miasteczek, ale w takiej sytuacji populacyjnej, jaka jest i będzie, jednym ze sposobów zaradzenia ekosystemowej zapaści może być zmniejszenie bezpośredniej ingerencji w cenne obszary poprzez przyciągnięcie maksymalnej liczby ludzi do odpowiednio urządzonych i zarządzanych wielkich miast. Chińskie miasta mają swoje problemy, ale jestem pewien, że wielu (także czytelników książki Malinowskiego i Ramseya) chciałoby mieszkać w takich metropoliach – i być może będzie musiało, by geoekosystem miał szansę się zregenerować.
Ramsey wspomina o „ekstremum”, jakim miałaby być rezygnacja z posiadania dzieci jako „nowych konsumentów”. Malinowski odpowiada na to następująco: „Rozumiem, że nie wszyscy muszą mieć dzieci, bo to jest zawsze indywidualny wybór, ale taki sposób myślenia może sugerować, że te osoby mają jakiś rodzaj depresji klimatycznej. Jeżeli tak by było, to trzeba wtedy im pomóc z tego wyjść i pokazać, że warto uratować nasz świat dla potomnych.” Sam ten cytat wystarczyłby na temat całego artykułu polemicznego, ale będę się streszczał. Raz: depresja klimatyczna i wszelkie inne „negatywne” emocje inspirowane kryzysem klimatyczno-ekologicznym to nie jest coś, z czego trzeba „wyjść”, tylko coś, co trzeba przepracować. Dwa: włączyć się w działania na rzecz klimatu i społeczeństwa można nie tylko dla ratowania potomnych, ale z poczucia współodpowiedzialności za całą planetę, z chęci pomocy żyjącym już dziś ludziom (choćby nie łączyły nas z nimi więzy krwi), z troski o inne gatunki, z powodów etycznych. Trzy: z antynatalizmem można się nie zgadzać, ale zabierając się do krytyki, warto mierzyć się z podnoszonymi przez jego zwolenników argumentami – oraz nazwać go po imieniu.
Malinowski słusznie namawia do zmiany stylu życia. Z każdym jednak kolejnym przywoływanym przezeń przykładem zmian – zarówno systemowych jak i indywidualnych – staje się jasne, że docelowo mówimy tu raczej o modyfikacji niż o metamorfozie. Jest to oczywiście modyfikacja idąca w dobrą stronę, bo tworząca świat mniej marnotrawczy, bardziej wspólnotowy, gdzie przyroda jest otoczona szacunkiem a ludzie nie są niewolnikami technologii – ale jednak świat nadal tych samych stosunków gospodarczych i zależności neokolonialnych, które doprowadziły nas na skraj przepaści (czy też, jak mówi Malinowski, do momentu, „aż się tory skończą”). Widać to w pełnej krasie podczas rozmowy o przemyśle odzieżowym. Ramsey w swej roli adwokata diabła pyta:
„[P]rzemysł odzieżowy jest miejscem zatrudnienia dla wielu ludzi w uboższych krajach. One chcą rozwijać swoją gospodarkę, chcą budować bogatsze społeczeństwo, a fabryki odzieżowe są ich miejscem pracy. Jeżeli nie będziemy kupowali ubrań, to ludzie w tych regionach stracą źródła dochodu. I co wtedy?”
Gdybyśmy mówili o autentycznej zmianie, w odpowiedzi padłyby słowa o wprowadzeniu nowego, bardziej samowystarczalnego modelu gospodarki, o uniezależnieniu się krajów uboższych od produkcji dla krajów zamożniejszych, o zbudowaniu zrównoważonych społeczeństw w oparciu o lokalne ekosystemy. Malinowski rzecze jednak tak oto:
„Może warto kupić od nich jakieś inne produkty. Zorganizować, przemodelować gospodarkę w tych krajach tak, żeby wytwarzali rzeczy, które mogą nam być bardziej potrzebne niż miliony ton słabej jakości ubrań. Może lepiej rozwinąć tam sektor rolnictwa, bardziej ekologiczny. Być może perspektywą jest produkcja czystej energii. W krajach, o których mówimy, jest często bardzo ciepło i słonecznie, mogłyby zatem produkować dużo solarnej energii odnawialnej i ją z zyskiem eksportować.”
A zatem „trzeci świat” ma nadal eksploatować swoje zasoby – naturalne i ludzkie – na potrzeby świata pierwszego. Lokalne ekosystemy mają żywić populacje mieszkające het, za horyzontem. „Ciepłe i słoneczne” tereny mają być przeznaczone na produkcję energii przesyłanej następnie liczącymi tysiące kilometrów instalacjami na użytek ludzi potrafiących widocznie wykorzystać te tereny lepiej, niż ich rdzenni mieszkańcy, o faunie i florze nie wspominając. A jeśli łańcuchy dostaw czy linie przesyłowe padną ofiarą katastrof (post)naturalnych, kolejnych pandemii czy innych kryzysów, cóż, trudno. W końcu kto mógł wiedzieć?
W zakończeniu Malinowski dzieli się następującą uwagą: „Współcześnie ważne jest przede wszystkim to, abyśmy ponownie potrafili dostrzec piękno, a zarazem kruchość przyrody.” To prawda. Aby jednak od tego dostrzeżenia przejść do trwałej naprawy ludzkiej relacji z przyrodą, trzeba nam zmiany głębszej, niż ta zarysowana w książce Malinowskiego i Ramseya.
Szymon Malinowski, Jonathan L. Ramsey. Kryzys klimatyczny. Co Ty możesz zrobić, aby mu zaradzić? Psychoskok 2021.
__________
Książka Dawida Juraszka Antropocen dla początkujących. Klimat, środowisko, pandemie w epoce człowieka jest do nabycia w SKLEPIE LIBERTÉ! oraz księgarniach internetowych.
Autor zdjęcia: Annie Spratt
