„Demokratura, ochlokracja a może okolice narodowego socjalizmu? Gdzie my żyjemy?”
Rząd znów na kursie kolizyjnym z UE, prezydent zapowiada zmiany w konstytucji uniemożliwiające adopcję dzieci parom jednopłciowym (ciekawe swoją drogą co będzie się działo gdy np. biseksualna kobieta rozejdzie się z mężem i będzie wychowywać dziecko z partnerką pod jednym dachem – czyżby sprawna akcja Panów policjantów, czy zagwozdki natury pseudoprawnej?), generalnie dzieje się.
Wielu ekspertów mówiło i mówi od dawna, że wobec potyczek rządu z polską konstytucją i prawem unijnym, a także przejęciem szeregu instytucji jak TK i TVP, trudno jest mówić o demokracji w kraju nad Wisłą. Brakuje jednak terminów. Pojawiały się „pełzająca dyktatura” czy „demokratura”.
Gdy czytam wpis europosła Brudzińskiego wyśmiewającego elity, a także nieprzychylną w dużej mierze obecnej władzy klasę średnią, którą władza traktuje jak skarbonkę, a ostatnio nakręca kolejną „bitwę o wozy” by zachęcić wiejski elektorat do glosowania. Gdy widzę obrazki z jakiejś miejscowości gdzie dwóch chłopów na pytanie dziennikarza o gejów odpowiada, że należy ich eliminować, zabijać, gdy widzę filmik jak wystraszone kobiety atakuje na ich własnej posesji chłop niszczący plakaty Trzaskowskiego i krzyczący „dzieci będą nam pedalić”. Gdy słyszę jak prezydent odmienia przez wszystkie przypadki świętość rodziny i ochronę wartości rodzinnych a następnie ułaskawia pedofila, który terroryzował rodzinę, a wszystko zostaje „kupione” przez kawał polskiego społeczeństwa, to mam wrażenie, że żyjemy w demokracji totalitarnej. Jej inna, nieco starsza nazwa to ochlokracja.
Jeśli jednak czytam, że minister Ziobro chce wrócić do pomysłu „repolonizacji” mediów, co w praktyce oznacza nacjonalizację, gdy czytam jak Adam Bielan mówi o mieszaniu się Niemiec do wyborów prezydenckich kiedy „Fakt” publikuje niewygodny dla władzy artykuł, gdy wreszcie słucham o kolejnych socjalnych plusach, poważnych podwyżkach podatków i obniżkach na musztardę i podpaski, planach wielkich inwestycji typu CPK i Mierzeja, oraz zapewnieniach, że prezydenta i narodowców niewiele różni, to mam wrażenie, że jesteśmy gdzieś w okolicach narodowego socjalizmu.
Trudna sprawa. Mam zagwozdkę.