Podatki nie są i nigdy nie będą sexy. Wiem coś o tym, bo często o nich piszę i nikt tego nie czyta. Kiedy wśród moich znajomych, często przedsiębiorców, zaczynam opowiadać o podatkach, szybko orientuję się, że po dziesięciu minutach zostaję sam. […] O dziwo tym razem pojawił się rezonans.
Gdy TVN opublikował materiał o kłamstwie VAT-owskim, nikt – włącznie z jego twórcami – nie spodziewał się, że jutro ktoś będzie o tym pamiętał. Podatki nie są i nigdy nie będą sexy. Wiem coś o tym, bo często o nich piszę i nikt tego nie czyta. Kiedy wśród moich znajomych, często przedsiębiorców, zaczynam opowiadać o podatkach, szybko orientuję się, że po dziesięciu minutach zostaję sam. Wiesz… fajnie było, ale muszę lecieć… o kurczę… właśnie przypomniałem sobie, że zostawiłem w domu włączone żelazko… sorry, ale muszę babcię odebrać z przedszkola… także ten tego…
O dziwo tym razem pojawił się rezonans. Uderzono bowiem w czuły punkt. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Uderzono nie w formację bezpośrednio, ale pośrednio – konkretnie, personalnie w człowieka. Premier Morawiecki całą swoją pozycję w PiS-ie zdobył bowiem na narracji o tym, jak to ograniczył bandytów w białych kołnierzykach kradnących na potęgę. A co kradnących? – podatki kradnących. Nie ważne tutaj jest, czy mówił z sensem, bo nie mówił. Zapewniam Was, że on nie ma pojęcia o podatkach, karuzelach VAT-owskich, czy optymalizacjach podatkowych. Żadnego. Gdy wnikliwie wsłuchać się w jego słowa, to jest to bełkot, kolejne opowieści z mchu i paproci. Ważne jest jednak, że w ogóle mówi, że ma na to odwagę. Wyobrażacie sobie Prezesa Tysiąclecia mówiącego coś tak sam z siebie o podatkach? Albo Terleckiego, Szydło, albo 99,9% posłów na Wiejskiej, nieważne czy z tej opcji, czy z opozycji? Żakowskiego? Olejnik?
W Polsce nikt nie odróżnia brutto od netto, nikt nie wie o tym, że jak dostajesz na rękę 7 tysięcy, to pracodawcę kosztujesz 12 tysięcy, a państwo przytula z tego 5 tysięcy. Dopóki pensji i umów o pracę w Polsce nie będzie się podpisywać brutto z narzutem 19% pracodawcy, to bezkarnie duby smolone można będzie opowiadać o podatkach i 90% ludożerki nigdy nie zorientuje się, że robimy ich w konia. Dopóki w szkole podstawowej nie wprowadzi się praktycznych zajęć o ekonomii, nie mam złudzeń, że coś się zmieni. Będą w nieskończoność żerować na tej niewiedzy różni populiści z tej czy z innej formacji, pseudodziennikarze ekonomiczni w typie redaktora Wosia, a przede wszystkim zawsze ci, którzy aktualnie rządzą.
– Tato, co to jest?
– To są czarne jagody, synku.
– A dlaczego są czerwone?
– Bo są jeszcze zielone.
Bez podatków nie będzie niczego. Temat podatków to temat ostateczny. Publicznego życia, bądź publicznej śmierci. Podatki albo śmierć…hi…hi…. Od rządowej polityki podatkowej wszystko zależy. To, czy kraj się rozwija, lub czy się właśnie zwija. Czy skręcisz nogę na swoim krzywym osiedlowym chodniku, czy Twoje miasto sprzeda deweloperowi ostatni wolny zielony teren w mieście, czy dostaniesz się dziś do lekarza i czy Twoje dziecko będzie miało szansę na prawdziwą edukację, lub czy będzie musiało wyemigrować, aby przeżyć do pierwszego. Nie ma dziś i nigdy nie będzie tematów ważniejszych w publicznej debacie. Są oczywiście tematy dziś donioślejsze, na przykład los niezwykle ważnych dygnitarzy, ale jutro znikną jak cukier wsypany do herbaty, a podatki zostaną.
Dlatego na temat kłamstwa VAT-owskiego i medialnej burzy, która się przetoczyła, można spojrzeć jeszcze z innej strony niż szanowni ekonomiczni publicyści. Z innej perspektywy. Nie ze środka, a spoza tego kręgu. Jak opowiadać o rzeczach ważnych, by nie zanudzić? By nie przegrać na starcie sprawy? Jak wzbudzić emocje w historii, bo w polityce przecież chodzi właśnie o wzbudzanie emocji. Forma jest od zawsze ważniejsza od treści. Jak przebić się w czasach memów, instagramu i twittera ze swoją ważną historią? Niekoniecznie o podatkach. Jak ją po prostu dobrze sprzedać i zanadto nie upupić?
Chcesz żeby Twój tekst ktoś przeczytał, to powinien być tak zrobiony jak ten Superwizjera, jak Superexpress. Musi być o kimś personalnie, aby czytelnik lub widz usłyszał, o czym i co chcesz powiedzieć. By doszło do „o czymś” musi być „o kimś”. Chcesz się przebić z tekstem o split payments, to musisz napisać list do Marcina Horały. Ja wiem coś już o tym i trzeba się pogodzić, że niestety tak to dziś działa. Masz dobrą historię, to ją dobrze ubierz. Tej prostej lekcji, wydaje mi się, nie przyswoiła wciąż nasza opozycja. I dziwią się potem, że nawet dobra historia ubrana w Romana Giertycha nie zrobi sztycha, a jak już mają ubranie z metką, to dalej kaplica, bo żadnego mięsa w historii nie ma, a jedynie wkładka warzywna. Znowu się nie udało. Ubranie idzie do prania.
Bardzo cenię profesora Sławomira Dudka, który celnie wypunktował kłamstwa VAT-owskie Morawieckiego, ale zasięgi na tym temacie zrobił Sławomir Mentzen, a nie szanowny profesor, bo z tym drugim, mimo że już też doktor, to się można umówić na piwo, a z panem profesorem chyba już nie wypada. PiS nie przypadkiem na pierwszą linię frontu wysyła od pewnego czasu ludzi typu Morawieckiego, Borysa, Horały, Mullera, Fogla, czy Dworczyka. To ściema i maskarada, bo w środku jest wciąż Macierewicz, Szydło, Terlecki, Kuchciński i Suski, ale jak jest już ubranie, to musi być tylko dodana historia. Nieważne, że nieprawdziwa. Ważne, że opowiadana z pasją i z wkładką mięsną, bo jeszcze długo wegetarianie nie będą decydować o tym, kto wygra wybory.
Rozmowy ze Stwórcą są dobre na kaca – śpiewał kiedyś Maciej Maleńczuk. Jak chcesz gadać o podatkach, to tylko przy piwie. Na trzeźwo się nie da…. A, i jeszcze coś. Poprowadźcie trochę własną firmę w Polsce, przegadajcie kilka dni ze swoim księgowym, napiszcie pary razy czynny żal, zgubcie się pary razy na korytarzach swojego urzędu skarbowego i dopiero wtedy zwołajcie konferencje prasową na Wiejskiej, droga opozycjo. Niestety nie wystarczy tytuł naukowy i nie wystarczy pogadać 15 minut przed konferencją z nawet najlepszym doradcą podatkowym. Pusty śmiech człowieka ogarnia, jak widzi dwóch niegłupich przecież młodych ludzi produkujących się na stacji Orlen i mówiących coś o wysokich cenach. Niestety, nie tędy droga. Droga powinna być taka, że najpierw coś zrób, coś przeżyj (a nie tylko przeczytaj), a dopiero potem bądź kaznodzieją. Inaczej zawsze będziesz księdzem udzielającym nauk przedmałżeńskich.
Ten brak ludzi z krwi i kości w polskiej polityce jest od zawsze jedną z przyczyn jej miałkości. Tam od zawsze rdzeniem każdej partii byli ci, którzy nic w życiu innego nie robili, uzupełniani naukowcami z tytułami, którzy słuszności swoich teorii nigdy nie mieli szans sprawdzić w realu, lub różnej maści celebrytami znanymi głównie z tego, że są znani. Brakuje w tym towarzystwie przeraźliwie ludzi, którym w realu, a nie w matrixie, coś się uczciwie udało. Chciałbym, żeby z epidemią radził sobie epidemiolog. Żeby przedsiębiorcom pomagał przedsiębiorca, a nie pani Emilewicz, czy pan Gowin. Żeby Minister Patkowski był zatrudniony w Ministerstwie Magii, a nie w Ministerstwie Finansów. Żeby historia znowu się kołem nie toczyła. Czy tak wiele wymagam?
Rosną w Polsce domy z czerwoniutkiej cegły
Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły
Handel zagraniczny rozwijają zduni
Znają koniunktury z gawędzeń babuni
Domy, mosty, szkoły to domena szewców
A z krawców się robi zwycięstwa ich piewców
Piekarz, szewcy, zduni każdy sercu bliski
Wspólnie zapracują na moją „Scotch Whisky” *
*Kołysanka Stalinowska z płyty Kultu – Tata Kazika 2, słowa Stanisław Staszewski, około roku 1960.