Pandemia trwa, ale wraz z danymi zaczynają się pojawiać pierwsze oparte na faktach podsumowania – i można już wyciągać wnioski na przyszłość. Najistotniejszym wskaźnikiem zaś co do oceny odpowiedzi na pandemię jest wskaźnik nadmiarowych zgonów – tj., ile osób więcej zmarło niż średnio w latach ubiegłych. Sama dyskusja jak tą średnią wyznaczyć jest metodologicznie ciekawa (na ile lat wstecz patrzeć, jak uwzględniać starzenie się społeczeństwa), ale przyjęta metoda nie ma zasadniczego wpływu na wyniki (najczęściej bierze się średnią z 5 lat przed 2020).
Na zgony nadwyżkowe składają się zasadniczo dwie grupy:
- ludzie, którzy umarli z powodu zakażenia COVID (choć oczywiście nie wszyscy – niektórzy by i tak umarli w 2020 nawet jeśli by pandemii nie było – pamiętajmy najbardziej narażeni są najstarsi, dla uproszczenia jednak można przyjąć, że wszyscy zmarli na COVID to zgony nadwyżkowe oraz
- ludzie, którzy umarli z powodu pandemii pośrednio – głównie z powodu braku dostępu do opieki zdrowotnej wynikającej z przeładowania szpitali i lekarzy
Jak się okazuje skala obu tych części była w znacznej mierze zależna od przyjętych polityk. Szereg krajów – głównie skandynawskich – miało nadwyżkowe zgony na poziomie 0 lub nawet poniżej (Norwegia -3,6%, Dania -4,3%, Islandia -4,1%, Łotwa -2,2%, Estonia 0) co pokazuje, że dało się przejść w tym zakresie pandemię w 2020 suchą stopą. Na drugim końcu mamy kraje, które wypadły w tym zakresie fatalnie na czele z Polską (14,4%), a także Bułgaria (12%), Belgia (12,2%), Anglia (10,5%), Słowenia (12%), Hiszpania (12,9%).
Obniżenie liczby zgonów nadwyżkowych to oczywiście cel polityki – pojawia się jednak pytanie – jakim kosztem (i w jaki sposób) osiągnięto ten wynik. Bo nie da się ukryć, że ograniczanie rozprzestrzeniania wirusa jest kosztowne. Sensownym wydaje się więc argument, że może istnieć optymalny poziom obostrzeń i poziomu zgonów, który jednocześnie nie rujnuje gospodarki. Tu najczęściej podawanym przykładem jest Szwecja gdzie zrezygnowano wiosną z obostrzeń – a nadwyżkowa śmiertelność wynosi tylko 1,2% i jest jedną z niższych w Europie. To może jednak te lockdowny są niepotrzebne?
Przypadek Szwedzki jest interesujący na kilku poziomach i warto się w niego wgryźć, analizując te argumenty przeciwko lockdownom.
Pierwszym jest określenie czy 1,2% nadwyżkowych zgonów to mało czy dużo. Na tle Europy wydaje się, że mało. Jednak właściwym tłem do oceny Szwecji nie jest cała Europa – a kraje skandynawskie. I jeśli popatrzymy z tej strony to nadwyżkowe zgony w Szwecji to około 5pp więcej niż u sąsiadów. Taki wzrost to już całkiem dużo.
Drugim określeniem jest stwierdzenie ile Szwecja dzięki swej polityce ‘zaoszczędziła’ w sensie gospodarczym – czyli innymi słowy o ile szybciej się rozwijała dzięki brakowi lockdownów. Spadek PKB w Szwecji za 2020 wynosi 2,8% – to jak poradziły sobie kraje skandynawskie z większymi obostrzeniami (i co za tym idzie zgonami nadwyżkowymi mniejszymi o 5 pp)? Norwegia spadek o 0,8%, Dania o 2,7%, Finlandia spadek o 2,8%. Wygląda na to, że poradziły sobie gospodarczo lepiej – albo przynajmniej nie gorzej. W ten sposób wydaje się padać argument o tym, że im większe ograniczenie rozprzestrzeniania wirusa tym gorzej dla gospodarki – wydaje się, że wręcz przeciwnie.
Kolejny element w tej analizie dotyczy poprawy rozdzielczości danych. Cyfra 1,2% dotyczy całego roku. Tymczasem epidemia pojawiła się dopiero w marcu, szwedzki eksperyment trwał na wiosnę, w lecie wszędzie fala opadła, na jesieni zaś Szwedzi zmienili radykalnie swoje podejście (łącznie z królem Karolem VI Gustawem przepraszającym poddanych za niedostatki wiosennej polityki) i zaczęli wprowadzać obostrzenia. Zatem 1,2% dotyczy dość długiego okresu czasu. Warto popatrzeć jak się to zmieniało w czasie – dla porównania Polska i Brazylia (dlaczego te kraje – o tym za chwilę).
Wnioski są dość oczywiste. Większość z tych 5pp stanu gorszego od sąsiadów wynika z kwietnia i maja – kiedy przeprowadzano szwedzki eksperyment. W tym samym czasie nasz rząd zamknął nas w domach i nadwyżkowych zgonów nie było (był to jednocześnie argument naszych koronasceptyków: „co to za pandemia jak nie ma zgonów”). Potem przyszło lato, które chwilowo zdusiło wirusa. Szwedzi nauczeni doświadczeniami z wiosny zaczęli wprowadzać obostrzenia. Nasi politycy zaś dali się przekonać zwolennikom szwedzkiego modelu i obostrzenia zdejmowali: dzieci poszły do szkoły, otwarły się restauracje i inne obiekty. Póki trwało lato liczba nadwyżkowych zgonów była wyższa – ale wciąż na niskim poziomie. Po powrocie dzieci do szkoły zaczęła się katastrofa. W połowie listopada mieliśmy ponad 100% nadwyżkowych zgonów (Szwedzi w tym samym momencie 0%). Wprowadzane pędem obostrzenia pozwoliły zdusić ten kryzys z końcem roku. Jednak jeden polityczny błąd, danie posłuchu „zdroworozsądkowym” argumentom i ułańska fantazja kosztowała nas 65 000 istnień. Pod koniec roku zgony podskoczyły i Szwedom na co odpowiedzieli kolejnymi obostrzeniami i obecnie znowu zeszli do negatywnych wartości zgonów nadwyżkowych – my tymczasem cieszymy się, że mamy ich „tylko” 15% więcej niż zwykle. Po traumie ponad 100% można mieć takie odczucie – trzeba jednak pamiętać, że to dalej narodowa tragedia.
Podsumowując: na wiosnę Szwedzi zaryzykowali i przegrali. Uratowało ich lato. Nauczyli się na błędach – dzięki czemu ogólny wynik na tle Europy wygląda nieźle – na tle sąsiadów słabo. Polska zaryzykowała na jesień – z identycznym skutkiem jak Szwecja. Co potwierdza, że nie potrafimy się uczyć na cudzych błędach. Tyle tylko, że nie było lata, które mogło nas uratować, co przełożyło się na 65 000 nadwyżkowych zgonów.
Czemu w zestawie pojawiła się Brazylia? To kraj, w którym prezydent Bolsonaro początkowo nie uznawał istnienia pandemii i nie wprowadzał obostrzeń. To model szwedzki par excellence. Wynik chyba nie wymaga komentarza, może jedynie, poza tym, że wartości jakie widzimy są zaniżone – Brazylijska statystyka w tym względzie jest daleka od doskonałości.
Warto jeszcze przyjrzeć się strategii krajów, które pandemię opanowały. Oczywiście wprowadziły one stałe obostrzenia, a także czasowe lockdowny – jednak, jeśli spojrzymy na ich czas i dotkliwość – wcale nie są największe. Innymi słowy opanowanie pandemii i długość lockdownów nie idzie ze sobą do końca w parze – co jest kolejnym argumentem przeciwników lockdownów. Nie dostrzegają oni jednak dwóch elementów. Po pierwsze kraje te wprowadzały lockdowny wcześniej – to absolutnie kluczowe w przypadku procesów rozwijających się w tempie wykładniczym. To, że siedzimy pozamykani w domach całą jesień, zimę i wiosnę wynika w dużej mierze z tego, że rząd poluzował obostrzenia w sierpniu i wrześniu. Kiedy liczba zachorowań eksplodowała jej zbicie jest bardzo kosztowne i wymaga drastycznych kroków. To trochę jak z inflacją – utrzymanie jej na niskim poziomie nie wymaga tak wiele wysiłku, ale zduszenie jest bolesne i kosztowne. To lekcja jaką przerobimy już wkrótce – bo wyraźnie ta z 1991 już uległa zapomnieniu.
Wczesne wprowadzanie obostrzeń to jeden z elementów udanych strategii. Druga to masowe testowanie i izolacja zakażonych oraz przybywających zza granicy. Skuteczne, masowe, przesiewowe testowanie to klucz do wygaszania ognisk zakażeń. Z przykrością należy stwierdzić, że nasz rząd wyznaje przekonanie, że jeżeli stłuczemy termometr to pozbędziemy się gorączki. Od dawna znajdujemy się na dole rankingu testowania (średnio przetestowano u nas 3 na 10 osób, u liderów dwa razy każdego), co nie wynika z niskich potrzeb. W Polsce bywało, że połowa testów była pozytywna, a i dziś oscylujemy na poziomie 25-30%. Zalecenia WHO mówią, że testowanie jest wystarczające, a epidemia pod kontrolą, kiedy pozytywne testy stanowią mniej niż 5% całości.
Czego zatem uczą nas obserwowane jak dotąd liczby?
- Testowanie i wcześnie wprowadzane obostrzenia są kluczem w powstrzymywaniu epidemii.
- „Model szwedzki” się nie sprawdził. Jego stosowanie prowadzi do tragedii. Przed jej pełnym wymiarem Szwedów uratowało lato, pełnego zaś wymiaru zasmakowaliśmy my, bo nasi politycy nie potrafią się uczyć na cudzych błędach.
- Naturalna odporność stadna (bez szczepionek) okazała się niemożliwa do osiągnięcia, zaś przeróżne modele matematyczne zalecające rozprzestrzenianie wirusa wśród najbardziej aktywnych wydają się interesujące teoretycznie i zupełnie nieprzydatne praktycznie. Po pierwsze dla tego, że naturalna odporność nie utrzymuje się długo, izolacja narażonych jest logistycznie niewykonalna, a rozprzestrzenianie choroby szybko powoduje przeciążenie systemu ochrony zdrowia.
- Nie ma dylematu pomiędzy walką z pandemią a ochroną gospodarki. Nadmierne poluzowanie mające chronić gospodarkę prowadzi do wybuchu zachorowań i konieczności wprowadzenia dłuższych i bardziej ostrych lockdownów.
Autor zdjęcia: pixpoetry