Firmy państwowe od dawna były używane do politycznych celów, jednocześnie tracąc na wartości. Wykupywanie firm słabszych przez silniejsze to najbardziej widoczny tego przejaw. Za pieniądze firmy radzącej sobie utrzymywane są nieopłacalne miejsca pracy. Problem w tym, że obniża to możliwości firmy silnej by dalej się rozwijać – brakuje środków na inwestycje, a do tego dochodzą kłopoty z zarządzaniem nowym „nabytkiem”. Im więcej takich wrzutek tym większa szansa, ze firma dotąd sobie radząca sama zacznie wymagać pomocy.
Inną metodą wykorzystywania tych spółek było bezpośrednie zasilanie budżetu. Firma deklarowała dywidendy, które wpływały do kasy państwa. Jednak problem z punktu widzenia udziałowca kontrolującego było to, że pieniądze dostawali także inni inwestorzy, którzy kupili udziały od skarbu państwa. A państwo pieniędzmi się nie lubi dzielić. Postanowiło zatem użyć swoich specjalnych zdolności i prerogatyw by złupić inwestorów mniejszościowych.
Pierwsze próby dotyczyły podatków branżowych – w szczególności miedziowego, by nie dzielić się z pieniędzmi z KGHM. Wysokie podatki branżowe oznaczały mniej zysku do podziału, ale wpływy do skarbu państwa wzrosły. Tego typu podatek ma jednak wiele niekorzystnych konsekwencji natury biznesowej i nie wszędzie się go da zastosować. Pozostał zatem problem jak wypłacić dywidendę tylko sobie i nic nie zostawić innym udziałowcom.
Pomysł się znalazł dzięki jednemu z najbardziej idiotycznych podatków w całym naszym systemie. W rachunkowości istnieje pojęcie kapitałów (nie mają one nic wspólnego z kapitałem w rozumieniu ekonomicznym). Wytłumaczenie czym są kapitały nie jest do końca takie proste bo to pojęcie zasadniczo wirtualne i w rzeczywistości niewiele znaczące, a wiele z potocznych definicji jest błędnych. Można powiedzieć, że kapitał to suma wartości wkładów inwestorów w firmę (pieniędzy i innych rzeczy) oraz suma zysków wypracowanych przez firmę, które nie zostały użyte by uzasadnić wypłatę dywidendy (często w uproszczeniu mówi się, o zyskach które nie zostały wypłacone, ale jest to nieprawdziwe stwierdzenie – wypłaca się pieniądze a nie zyski). W ramach rachunkowości mamy różne rodzaje kapitałów, ale z naszej perspektywy istotny jest podział na te, które mogą uzasadniać przyszłe dywidendy i te które nigdy nie będą prowadziły do wypłaty dywidend. Tą ostatnią grupę nazywa się kapitałem podstawowym, ta druga dzieli się dalej (kapitały zapasowe, rezerwowe, niepodzielony zysk zatrzymany etc.) , ale te podziały nie są tu istotne.
Kapitały mogą zmieniać swój rodzaj na podstawie decyzji akcjonariuszy. W szczególności kapitały mogące służyć do uzasadnienia wypłaty dywidendy mogą być zamienione na kapitały podstawowe (ale ruch w drugą stronę nie jest już możliwy). Najdziwniejsze jest to, że dokonując takiej czynności, która pozbawia akcjonariuszy praw do części dywidend państwo uznaje, że akcjonariusze muszą zapłacić podatek dochodowy (choć płatnikiem jest firma). W jaki sposób można uzasadnić uznane takiego działania za dochód przechodzi moje zdolności intelektualne. Rzeczywistość jednak jest właśnie taka – państwo opodatkowuje co mu się podoba – nawet niewiele wnoszące zapisy księgowe. Tyle tylko, że w większości przypadków był to przepis raczej martwy: skoro trzeba płacić podatek od czynności, której wykonywać nie trzeba po prostu nikt nie podnosił kapitału podstawowego jeśli absolutnie nie musiał.
Tyle, że teraz firmy pod kontrolą państwa zaczynają właśnie dokonywać tych księgowych sztuczek. Nie mają one niekorzystnego wpływu na zyskowność firmy, w przeciwieństwie do np. podatku miedziowego. Jednocześnie zapewniają dopływ pieniędzy do budżetu, a inwestorzy mniejszościowi zostali na lodzie. To jeden z powodów dla których kursy giełdowe spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa szorują po dnie. Po co bowiem kupować udziały spółek, które zostaną dokładnie wydrenowane przez udziałowca większościowego?
To oczywiście naszemu państwu w końcu odbije się jednak czkawką. Na nieuczciwości zarabia się raz, ale potem nikt z nami interesów już robić nie będzie chciał. Opały budżetowe dopiero przed nami, a sprzedaż akcji przejętych z OFE może się okazać dużo trudniejsza niż by się mogło zdawać. Kto kupi mniejszościowy udział w LOT, dla którego alternatywą jest upadłość? O niskiej uzyskiwanej cenie nawet nie wspomnę. Pazerny traci dwa razy.